Jan Paweł II: Częstochowa 4 czerwca 1979
Treść
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy!Przemówienie do wiernych zgromadzonych przed rezydencją biskupa - Częstochowa, 4 czerwca 1979
Gdyby ktoś nie wiedział, niech odtąd wie, że tu w tym domu mieszka biskup częstochowski. Ja jestem teraz jego gościem, bardzo się z tego powodu cieszę, ponieważ znam ten dom, kuchnię też. Możemy sobie mówić, co chcemy, możemy sobie żartować, jak chcemy, ale św. Paweł wyraźnie napisał, że biskup musi być gościnny. Musimy się starać, żeby dzisiaj nie był za bardzo gościnny, żebym jeszcze wrócił tam, gdzie mam wrócić, ale poradzimy sobie.
Chciałbym jeszcze powiedzieć dobre słowo pod adresem tych wszystkich panów, którzy pilnują porządku, którzy mają tyle kłopotów z papieżem. Mam na myśli panów z Milicji Obywatelskiej. Ja wiem, co to za trud. I na każdym miejscu daję temu wyraz, ponieważ odkąd zostałem papieżem, to wciąż mi towarzyszy jakaś policja albo watykańska, albo włoska, albo meksykańska, albo polska. Kiedy wrócę do Rzymu, powiem tym moim stałym towarzyszom wszystkich wyjazdów na wizytacje parafii rzymskich, że w Polsce bardzo elegancko mnie przyjmowali ich koledzy, bardzo wytwornie i dyskretnie spełniali tę swoją trudną funkcję. Nie jest ona łatwa, bo papież chciałby każdego przygarnąć, dosięgnąć, rękę mu podać, krzyżyk zrobić na czole. Czasem wyrwie matce dziecko i to się mu czasem udaje. A równocześnie jeśli w takim spotkaniu uczestniczy, łagodnie biorąc, sto tysięcy ludzi, a może i milion - to nie da się, musi być porządek! Byłem świadkiem takiego momentu, który mnie nawet zabolał. W tym robieniu porządku przewróciła się jedna kobieta. Mam nadzieję, że nic się jej nie stało, że tylko się przewróciła. Ale jak ją ktoś zobaczy, niech powie, że papież o tym wspominał i że mu było przykro. To się na pewno stało tylko z przypadku.
Naprawdę szczerze wszystkim pilnującym porządku czy to ze strony kościelnej - bo widzę, że jest także kościelna służba porządkowa - czy też ze strony państwowej, bardzo jestem wdzięczny.
Jeszcze jest jedna kategoria ludzi, której bardzo chcę podziękować - to jest służba zdrowia. Naprawdę wszędzie widzę te zespoły służby zdrowia, lekarzy i pielęgniarki. Wszystko jest podyktowane troską o nas wszystkich razem. Ja to widzę, doceniam i za to wszystko jestem ogromnie wdzięczny. I tę wdzięczność publicznie wyrażam.
Jeszcze jedno - tutaj przede mną widzę taki transparent z napisem: Magdeburg grüsst den Heiligen Vater. Nie wiem, ilu ich jest, ale również Heiliger Vater grüsst Magdeburg!
A skoro się już zaczęło od tego jednego pozdrowienia, to niech jeszcze pozdrowi ten Sviaty Otiec wszystkich, którzy są tutaj spoza granicy, czy będą - są! widać! - z Czechosłowacji, czy może z Węgier, czy może ze Wschodu? Wszystkich, którzy tutaj są, czy mają transparent, czy go nie mają, pozdrawiam najserdeczniej. I na tym kończę. Jeszcze pobłogosławię was razem z księdzem arcybiskupem metropolitą krakowskim i z księdzem biskupem częstochowskim.
Wszystkim błogosławieństwo! Niech mamy i taty zrobią krzyżyk na czole swoich dzieci od papieża. Niech was błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec, Syn i Duch Święty. I te auta też są pobłogosławione. Wszyscy!
Przemówienie do wiernych diecezji częstochowskiej zgromadzonych przed kościołem św. Zygmunta - Częstochowa, 4 czerwca 1979
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi drodzy Bracia i Siostry!
1. Na ręce waszego biskupa Stefana, biskupa Kościoła częstochowskiego, wyrażam moją najgłębszą radość, że jestem tutaj dzisiaj z wami, że jestem tutaj z wami wszystkimi, że przyjmuje mnie Kościół częstochowski. Przybyłem w pielgrzymce na Jasną Górę. Pielgrzymka ta, jak już mówiłem przed południem, była upragnionym celem życia papieża Pawła VI. Jakże wielka jest moja wdzięczność dla Opatrzności Bożej, że pozwoliła mi dzisiaj spełnić to pragnienie życia wielkiego papieża naszego polskiego milenium! Przybyłem więc na Jasną Górę, która jest starsza aniżeli Kościół częstochowski, bo zbliża się do swego 600-lecia. Przybyłem na Jasną Górę poprzez Kościół częstochowski, skoro bowiem Jasna Góra, Pani Jasnogórska, Jej przedziwna obecność w tajemnicy Chrystusa i Kościoła, Jej przedziwna obecność w dziejach naszego narodu dała początek diecezji częstochowskiej przed pięćdziesięciu z górą laty, to przybywając na Jasną Górę, przybywam niejako przez całą prehistorię, przez całą przeszłość, a zarazem przez serce Kościoła częstochowskiego w jego współczesności.
I stąd wielka moja radość, że mogłem naprzód postawić stopę przy katedrze częstochowskiej, którą już dawno przed powstaniem diecezji przygotowywali biskupi włocławscy, a która dzisiaj jest centrum życia kościelnego diecezji częstochowskiej.
W tej chwili w programie moich odwiedzin na Jasnej Górze znajduje się ten szczegółowy punkt poświęcony samemu Kościołowi częstochowskiemu. Pragnę więc wyrazić moją radość z tego, że ten Kościół jest, że ma już swoje półwiecze za sobą i że żyje swoim autonomicznym życiem, że służy jako diecezja maryjna Kościołowi w Polsce i w świecie, spełniając wyjątkowe, związane z Jasną Górą, posłannictwo.
Pragnę również wyrazić radość z tego, że ten Kościół częstochowski, który od początku swego istnienia jako diecezja znalazł się w granicach metropolii krakowskiej, mogłem jako dawny metropolita krakowski tak dobrze poznać, tak się z nim głęboko zespolić. Dzisiaj wyrazem tego jest obecność mego następcy, nowego metropolity krakowskiego, wśród nas. Jednakże ten nowy metropolita krakowski jeszcze jest młody, a ja byłem metropolitą krakowskim przez dobrych paręnaście lat i miałem sposobność przekonać się, co to znaczy posiadać we wspólnocie metropolitalnej Kościół częstochowski, diecezję częstochowską; co to znaczy posiadać w tej wspólnocie Jasną Górę, ale co to znaczy również posiadać w tej wspólnocie cały Lud Boży Kościoła częstochowskiego, tak bardzo zróżnicowany, tak bardzo bogaty w swojej historycznej przeszłości. Wystarczy tylko przejść w myśli drogę od Wielunia do Sosnowca, już rysuje się przed nami obraz tego wielkiego bogactwa, czasem trudnego, zawsze wielkiego. I miałem też sposobność jako "emerytowany" metropolita krakowski, miałem sposobność przekonać się, co to znaczy mieć we wspólnocie kolegialnej biskupów metropolii krakowskiej biskupa Stefana, waszego ordynariusza, i co to znaczy mieć we wspólnocie biskupa Tadeusza, takiego kanonistę i liturgistę, i co to znaczy mieć w tej wspólnocie biskupa Franciszka - wy najlepiej wiecie, co to znaczy! A teraz macie jeszcze jednego biskupa, którego już we wspólnocie biskupiej ja nie pamiętam. Był wtedy rektorem seminarium duchownego w Krakowie (za chwilę o tym osobno powiem), był także profesorem dogmatyki na Wydziale Teologicznym Papieskim, Wydziale, który dziedziczy tradycje 600-letnie Almae Matris Jagellonicae, ufundowanej przez błogosławioną królową Jadwigę. Tak się złożyło, wyjechałem do Rzymu, nie przypilnowałem - i został biskupem! I teraz niech się już nowy metropolita krakowski przekonuje, co to znaczy mieć we wspólnocie kolegialnej metropolii krakowskiej jeszcze tego czwartego, najmłodszego biskupa częstochowskiego.
Moi drodzy, musicie się uzbroić w cierpliwość, bo ja tu mam kartki, ale daleko do tego, żebym zaczął je czytać! Za długo byłem metropolitą krakowskim, żebym nie wykorzystał tej okazji, skoro tutaj już stoję, do różnych rozrachunków z diecezją częstochowską. A więc, moi kochani, przez te lata metropolitalne miałem sposobność przekonać się, co to znaczy mieć w tej wspólnocie duchowieństwa metropolii krakowskiej duchowieństwo częstochowskie, księży częstochowskich, zwłaszcza że całe to duchowieństwo częstochowskie od pierwszego, najstarszego, do najmłodszego kapłana przyznaje się do podwójnego patriotyzmu: częstochowskiego i krakowskiego równocześnie. A to wszystko jest owocem decyzji, którą podjął pierwszy biskup częstochowski, niezapomniany biskup częstochowski, śp. Teodor Kubina, kiedy wspólnie z innym wielkim biskupem, również świętej pamięci, Stanisławem Adamskim z Katowic i z metropolitą krakowskim, wielkim księciem, księciem ducha, Adamem Stefanem kardynałem Sapiehą, decydowali, żeby stworzyć właśnie w Krakowie w orbicie tej najstarszej uczelni polskiej, najstarszej uczelni teologicznej, trzy bratnie seminaria duchowne: częstochowskie, katowickie i krakowskie, razem ze sobą zespolone przez wspólnotę akademicką Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. To była decyzja na miarę epoki. Trzeba dobrze pamiętać czasy, w których tę decyzję podejmowano. Czasy porozbiorowe, po odzyskaniu niepodległości. Przecież byliśmy przez sto z górą lat podzieleni pomiędzy trzy zabory. Trzeba było, ażebyśmy w odrodzonej, niepodległej Polsce zaczęli poznawać się na nowo, zaczęli mówić wspólnym językiem. To byli wielcy biskupi, którzy taką decyzję podejmowali. I dlatego też, moi drodzy, ja duchowieństwo częstochowskie znam i mam wśród księży częstochowskich kolegów, z którymi spotykam się na rocznicowych spotkaniach co roku. Myślę, że jeżeli ci moi księża-koledzy z diecezji częstochowskiej i katowickiej również (o krakowskiej nie wspominam, to się samo przez się rozumie) spotykali się ze mną - kapłanem, spotykali się ze mną - biskupem, metropolitą, kardynałem, to chyba Ojcem Świętym też nie pogardzą!
To tyle, moi drodzy, tych rozrachunków z przeszłości. Widać, że są one bardzo pocieszające dla biskupa częstochowskiego i dla byłego metropolity krakowskiego. A ponieważ nie wiem, czy będzie taka dobra okazja, ażeby dać wyraz tej naszej niedawnej jeszcze wspólnej przeszłości, temu naszemu braterstwu biskupiemu, którego tak bardzo szukaliśmy wspólnie, czynię to tutaj w Częstochowie, patrząc z tego miejsca, sprzed kościoła św. Zygmunta na wieżę jasnogórską. Niech to, co powiedziałem o przeszłości, będzie dobrym zadatkiem na przyszłość Kościoła częstochowskiego.
Ażeby już powiedzieć wszystko do końca i żeby mnie dobrze słyszał także mój następca w Krakowie, ufam, że te prace, które podjęliśmy nie tylko na rzecz synodów diecezjalnych, ale także na rzecz synodu prowincji, Synodu Metropolitalnego krakowskiego, prace, które ja tylko zacząłem i zostawiłem - ufam, że te prace będą prowadzone dalej i doprowadzone do końca pod opieką Pani Jasnogórskiej i św. Stanisława.
Moi drodzy, chciałem was tutaj wszystkich najserdeczniej pozdrowić, ogarnąć myślą, sercem, pamięcią, modlitwą, tak jak tutaj stoicie, reprezentując Kościół diecezji częstochowskiej, przede wszystkim samą Częstochowę, stolicę tego Kościoła, ale także i wszystkie jego dekanaty, wszystkie jego rejony odznaczające się właściwą specyfiką; chciałem pozdrowić was wszystkich, wszystkich diecezjan, całą wspólnotę Ludu Bożego. Chciałem pozdrowić was przede wszystkim wedle tego podstawowego kryterium powołania chrześcijańskiego, którym jest rodzina. Wszystkie rodziny, wszystkich rodziców, wszystkie dzieci, wszystkie pokolenia w tych rodzinach. Rodzina jest fundamentem życia ludzkiego w każdym wymiarze. Chciałem pozdrowić was wedle różnych powołań szczególnych, zawodów bardzo zróżnicowanych, poczynając od tych - może najprostszych, jak praca na roli - a przecież tak bardzo podstawowych, tak bardzo nieodzownych, poprzez pracę w przemyśle czy też w rzemiośle. Diecezja wasza jest w znacznej mierze diecezją przemysłową. Zagłębie: wielkie warsztaty pracy przemysłowej, górniczej, hutniczej przylegające wprost do Śląska. Z kolei wedle różnych zawodów inteligenckich, wedle różnych specjalizacji zawodowych: lekarze, prawnicy, nauczyciele, cała służba zdrowia, ludzie nauki, ludzie reprezentujący różnorakie przygotowanie zawodowe, różnorakie prace zawodowe. Chcę pozdrowić, pobłogosławić każdego i wszystkich. Każdy dom, każdy ludzki dom, każdy ludzki warsztat pracy. Niech będzie ta błogosławiona równowaga pomiędzy każdym ludzkim warsztatem pracy i każdym ludzkim domem. Warsztat pracy jest dla domu, bo dom jest dla człowieka. Dom jest dla człowieka i praca jest dla człowieka. Trzeba, żeby przez pracę człowiek miał swój dom i żeby przez pracę człowiek mógł rosnąć w swoim ludzkim domu. Tak bym krótko ujął moje życzenia dla wielkiej i zróżnicowanej społeczności Ludu Bożego diecezji częstochowskiej.
U początków dziejów tej diecezji stoi wielki biskup-społecznik. On by to może powiedział w swoim języku, w swojej śląskiej gwarze, jak mówił, wszyscy to pamiętamy, przynajmniej my, starsi, ja już do nich należę - on by to powiedział w swoim języku, on by to powiedział w kategoriach swoich czasów, ale to są kategorie trwałe. Niech Bóg błogosławi zmarłych pasterzy, zarówno pierwszego pasterza diecezji częstochowskiej, Teodora, jak też jego następcę, biskupa Zdzisława. Niech im da wieczne zbawienie i oglądanie swego Oblicza, a następcę błogosławi w posługiwaniu.
Kochani moi! Mam jeszcze dla was szczególny temat, który łączy się z przygotowaniem, jakie teraz diecezja częstochowska przeżywa, oczekując na rychłe już rozpoczęcie peregrynacji Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Jeszcze trwa ta peregrynacja w prymasowskiej archidiecezji gnieźnieńskiej, niezadługo przejdzie na teren waszej diecezji. Myślałem, że się te dwie daty zbiegną z sobą, że będę mógł tutaj witać Matkę Bożą na progu nowego etapu Jej nawiedzenia. Ponieważ jeszcze jakiś czas potrwa nawiedzenie archidiecezji gnieźnieńskiej, pragnę Matkę Bożą powitać tutaj duchowo na tym ostatnim etapie Jej pielgrzymowania w ramach tej pierwszej peregrynacji. Ufam, że witając Ją w duchu, czynię to w zjednoczeniu z umiłowanym moim bratem, biskupem Kościoła częstochowskiego, z biskupami, którzy go tutaj w tej diecezji wspomagają, z wszystkimi duszpasterzami, kapłanami diecezjalnymi i zakonnymi, z umiłowanymi siostrami tylu zgromadzeń.
Coraz więcej zgromadzeń żeńskich szuka swego miejsca w zasięgu Jasnej Góry i Kościół częstochowski bogaci się o ten szczególny skarb, jakim jest dla Ludu Bożego powołanie i konsekracja zakonna.
2. Nawiedzenie Obrazu Jasnogórskiego w jego wiernej kopii, którą poświęcił w 1957 r. Ojciec Święty Pius XII, ma już swoją ponad dwudziestoletnią historię. Od lata 1957 roku Obraz zaczął nawiedzać po kolei poszczególne parafie, przechodząc od archidiecezji warszawskiej do diecezji siedleckiej, łomżyńskiej, do archidiecezji w Białymstoku, na Pojezierze i Pomorze do diecezji warmińskiej, gdańskiej i chełmińskiej - z kolei na teren dawnej administracji gorzowskiej, na którym obecnie znajdują się trzy diecezje: szczecińsko-kamieńska, koszalińsko-kołobrzeska oraz gorzowska w nowych granicach. Z kolei nawiedzenie przeszło na Śląsk: do archidiecezji wrocławskiej i diecezji opolskiej, a żeby stamtąd trafić do diecezji katowickiej oraz do dalszych południowych: archidiecezji krakowskiej, diecezji tarnowskiej, przemyskiej, na teren archidiecezji w Lubaczowie - do diecezji lubelskiej, a następnie do sandomierskiej. Po nawiedzeniu diecezji kieleckiej Obraz skierował się do diecezji w Drohiczynie, następnie do diecezji łódzkiej, aby stamtąd przejść ku północy: do diecezji włocławskiej i płockiej. Od Płocka łańcuch nawiedzenia przejęła archidiecezja poznańska, a od niej gnieźnieńska. Po gnieźnieńskiej na zakończenie tego wspaniałego łańcucha jako ostatnie ogniwo przychodzi diecezja częstochowska. Wymieniłem wszystkie etapy nawiedzenia, ponieważ każdy z nich coraz pełniej rozwijał ów błogosławiony zamysł, jakim kierował się sługa Boży papież Pius XII, a także Episkopat Polski, podejmując nabożeństwo nawiedzenia przed dwudziestu z górą laty.
3. Witałem Panią Jasnogórską w Jej Obrazie nawiedzenia w różnych etapach. Witałem Ją zwłaszcza wówczas, gdy nawiedzenie przebiegało przez parafie i wspólnoty Ludu Bożego archidiecezji krakowskiej, kiedy byłem tej archidiecezji pasterzem.
Dziś pragnę pozdrowić Ją jako - z niezbadanych wyroków Opatrzności - następca wszystkich papieży polskiego nawiedzenia, następca na Stolicy Piotrowej Piusa XII, Jana XXIII, Pawła VI i Jana Pawła I, wszystkich papieży polskiej peregrynacji, dziękując Jej za wszystkie łaski nawiedzenia na każdym etapie. Wiem z własnego pasterskiego doświadczenia, jak ogromne to są łaski i jak niezwykłe. Poprzez nawiedzenie Wizerunku Jasnogórskiego w jego wiernej kopii otworzył się jak gdyby nowy rozdział dziejów Pani Jasnogórskiej na ziemi polskiej.
W nawiedzeniu tym znalazła również swój doświadczalny wyraz nauka Soboru Watykańskiego II zawarta przede wszystkim w Konstytucji dogmatycznej o Kościele. Nawiedzenie ukazało, i stale ukazuje, czym jest ta rzeczywista macierzyńska obecność Bogarodzicy w tajemnicy Chrystusa i Jego Kościoła. Wychodząc ze swego jasnogórskiego sanktuarium, ażeby nawiedzać po kolei wszystkie polskie parafie w poszczególnych diecezjach, Maryja okazała się nam wszystkim w sposób szczególny Matką. Matka bowiem nie tylko oczekuje na swoje dzieci we własnym domu, ale idzie za nimi wszędzie, gdzie one zakładają swoje domy. Wszędzie tam, gdzie żyją, gdzie pracują, gdzie tworzą swoje rodziny, gdzie bywają przykute do łoża boleści - a nawet tam, gdzie schodzą na manowce, gdzie zapominają o Bogu, gdzie sumienia mają obciążone grzechem...
Wszędzie tam...
Pragnę więc dzisiaj razem z wami tu obecnymi wyrazić przeogromną wdzięczność za to wszystko. Pragnę być głośnym echem wszystkich serc, wszystkich rodzin, wszystkich wspólnot, wszystkich parafii, wszystkich duszpasterzy: kapłanów, biskupów. Wszystkich.
A równocześnie, witając w duchu Maryję w Jej Obrazie nawiedzenia już na progu każdej parafii diecezji częstochowskiej, poczynając chyba od parafii na osiedlu Tysiąclecia, kiedy łańcuch nawiedzenia przejmie biskup Kościoła częstochowskiego ze swoimi braćmi w biskupim urzędzie, z duszpasterzami, kapłanami, rodzinami zakonnymi, z całym Ludem Bożym - pragnę być zwiastunem wielkiego oczekiwania i żarliwej nadziei. Tym oczekiwaniem przepełnione są wasze serca. Nadzieję Ona sama przynosi w swoim Wizerunku. Czyż nie stała się wielkim przełomem w dziejach ludzkości chwila Zwiastowania w Nazaret? Czyż nie wniosła nadziei Maryja w dom Zachariasza, gdy przybyła, aby odwiedzić Elżbietę, swoją krewną? Czyż papież Paweł VI nie nazwał Bogarodzicy w naszych trudnych czasach "Początkiem Świata Lepszego"? Czyż nie czuł tej samej tajemnicy polski rycerz Niepokalanej - błogosławiony Maksymilian Kolbe?
Niech będzie błogosławione przebywanie Maryi w każdej po kolei parafii waszej częstochowskiej diecezji.
Tak jak na początku sługa Boży Pius XII, tak dziś na ostatnim etapie nawiedzenia Jasnogórskiego Obrazu ja, niegodny jego następca, Jan Paweł II, papież - syn narodu polskiego, wszystkim, którzy przyjmują Maryję, z całego serca błogosławię. Niniejsze zaś pozdrowienie i błogosławieństwo przekazuję na ręce waszego biskupa, biskupa Kościoła częstochowskiego, ażeby było - zgodnie z tradycją - odczytywane w czasie nawiedzenia poszczególnych parafii.
A teraz, moi drodzy, pragnę wszystkim zgromadzonym udzielić błogosławieństwa. Pragnę przez to błogosławieństwo poświęcić równocześnie krzyże, które macie z sobą. Krzyże, które mają upamiętnić nasze szczególne spotkanie w tajemnicy Krzyża Chrystusowego, bo przecież w tej tajemnicy się spotykamy, nią się chlubimy, ku niej prowadzi nas Maryja, przez nią dążymy do zmartwychwstania. Pragnę pobłogosławić wspólnie z księżmi biskupami wszystkie krzyże, które macie, a potem jeszcze osobno pobłogosławić kamienie węgielne kościołów, które są w budowie na terenie diecezji częstochowskiej. Moi Drodzy!
To spotkanie w jakiejś mierze jest nieformalne. I przemówienie, które teraz wygłaszam, też nie jest przemówieniem rejestrowanym, przynajmniej w spisie, który był zaprogramowany z góry. A także i w swojej treści chcę, aby pozostało przemówieniem nieformalnym właśnie z tych motywów, które tutaj ojciec prowincjał, a równocześnie dyrektor, przełożony waszej konsulty, bardzo trafnie wymienił. Po prostu zbyt się dobrze znamy, ażebyśmy przy tym spotkaniu mieli stwarzać jakiś kontekst nazbyt formalny. Niemniej, chociaż to utrzymuję w takim charakterze, w charakterze spotkania z rodakami, w charakterze spotkania z ludźmi, którzy są mi osobiście znani, w charakterze spotkania, powiedzmy, przyjacielskiego, zdaję sobie sprawę, że staję przed wami jako - od niedawna, od 16 października 1978 - wasz główny przełożony. I tu chcę od razu powiedzieć: główny, ale nie jedyny. To, co z racji tego przełożeństwa miałem już do powiedzenia, to starałem się wstępnie powiedzieć na spotkaniu z przełożonymi najwyższymi, generalnymi, w Rzymie, które miało miejsce jeszcze w jesieni tamtego roku. Po uzgodnieniu pewnych podstawowych treści z prefektem Kongregacji wygłosiłem przemówienie, które w jakiejś mierze odnosi się i do was, ponieważ jest skierowane do wszystkich wyższych przełożonych zakonów męskich na całym świecie, z racji mojego przełożeństwa.
Równocześnie pragnę powiedzieć, że to było przemówienie pierwsze, że jeszcze w stosunku do zakonów męskich, a także i żeńskich, nie zdobyłem się na dokument osobisty, chociażby takiej treści, jak list do kapłanów na Wielki Czwartek. Oczywiście, że w tym liście do kapłanów wy także się w znacznej mierze mieścicie. Wasz świat zakonny męski w znacznej mierze jest światem kapłanów. Ale ten list waszej specyfiki zakonnej nie ujmuje wprost. Ujmuje waszą specyfikę kapłańską. Poza tym ten list niejako pozostawia poza marginesem całą specyfikę zakonną tych rodzin, czy też tych osób zakonnych, które nie są kapłanami. A takich w Kościele jest bardzo wiele. I stąd też świat zakonny, zarówno męski jak i żeński, w pewnym sensie jeszcze czeka na moje słowo z racji tej zwierzchności, jaką mi Chrystus w stosunku do was powierzył. Powiadam: męski i żeński, bo jakkolwiek do zakonów żeńskich były już skierowane takie przemówienia zarówno w Rzymie, jak też pod adresem przełożonych generalnych, ich unii z całego świata, to wszystkie te wypowiedzi mają charakter wstępny, przygotowawczy. Ja sam jeszcze czekam na to światło, które jest mi potrzebne, ażebym mógł się odezwać do zakonów w wymiarze Kościoła powszechnego.
Jeżeli chodzi natomiast o was tutaj zgromadzonych, to znaczy o wyższych przełożonych zakonów polskich, to: po pierwsze - wszystko, co zostało już powiedziane, odnosi się także do was. Ale do was odnosi się jeszcze coś więcej. Przede wszystkim odnosi się ta moja świadomość, że zakony męskie w Polsce (żeńskie - to osobna sprawa) w znacznej mierze zachowały swoją tożsamość. Myślę nawet, że zachowały ją w pełni; że nie przeżywają kryzysu tożsamości, którą zdają się przeżywać liczne zakony męskie i żeńskie w świecie. Trzeba dobrze analizować przyczyny tego kryzysu. Jeżeli w Polsce to się nie stało, to wypada nam tutaj na tym miejscu, na Jasnej Górze, dziękować za to Opatrzności Bożej przez pośrednictwo Matki Kościoła.
Nie stało się to na pewno dlatego, że w Polsce to się stać nie mogło. Dlatego, ponieważ my, inaczej prowadzeni ręką Opatrzności Bożej, musieliśmy i nadal musimy widzieć rzeczywistość Kościoła w kontekście Vaticanum II. Dał nam Pan Bóg bardzo trudne doświadczenia. Ale poprzez te doświadczenia, poniekąd dzięki nim, my inaczej odczytujemy znaki czasu. Inaczej - i chyba bardziej trafnie. Nie chcę być pomawiany przez kogokolwiek o patriotyzm lokalny. Muszę się tego bardzo strzec, zwłaszcza od 16 października ubiegłego roku. Ale sądzę nieco po owocach. To nie jest żaden aprioryzm. To jest teologiczny i pastoralny aposterioryzm. Lub jeżeli ktoś woli - empiryzm. W każdym razie tak te rzeczy widzę.
Trzeba nam dziękować Opatrzności Bożej, za przyczyną Pani Jasnogórskiej, przede wszystkim za to, że zakony męskie i żeńskie w Polsce ostały się w pełni. W wymiarze tak zwanego drugiego świata to jest wyjątek. Błogosławiony wyjątek: że zachowały swój byt, a z kolei, że zachowały swoją tożsamość. Być może, że na tę tożsamość niektórzy ze świata zachodniego patrzą jako na zapóźnienie. Nie obawiajmy się tego. Ja się tego nie obawiam. Czasem "zapóźnienia" są przez Opatrzność Bożą zaplanowane po to, żeby wyrównać różne biegi czasu. Wiadomo, że ludzie - a w tym szerokim pojęciu mieści się także i Kościół, duchowieństwo i zakony - chodzą różnymi "biegami" i czasem trzeba pozornych "zapóźnień" po to, żeby wyrównać biegi.
Moi drodzy! Od tej strony was znam. Jest wielką zasługą Episkopatu Polski, jest szczególną zasługą Prymasa Polski i jest zasługą Stolicy Apostolskiej, która okazała to szczególne zaufanie Prymasowi Polski, powtarzam: szczególną zasługą tych wszystkich okoliczności, tych wszystkich wyznaczników, jest to, że zakony w Polsce są, i że są tym, czym są, że posiadają pełną świadomość swojej tożsamości, że czują się potrzebne społecznie, że są prawidłowo wmontowane w całokształt życia i posłannictwa Kościoła w Polsce. Jakkolwiek prawdą jest i pozostaje prawdą po Vaticanum II, że najwyższym, w pewnym sensie jedynym zwierzchnikiem zakonów jest papież, to przecież po Vaticanum II nie może stanowić żadnej wątpliwości, że to zwierzchnictwo papieża musi się rozumieć w jakiejś relacji kolegialnej.
Z pewnością tej relacji trzeba będzie jeszcze bardzo szukać. Sądzę, że wielkim krokiem na tej drodze jest dokument wypracowany wspólnie przez Kongregację ds. Biskupów i Kongregację ds. Zakonów oraz Instytutów Świeckich. To jest wielki krok na tej drodze. Na pewno tego pogodzenia wymiaru prymacjalnego z wymiarem kolegialnym, gdy chodzi o życie, o posłannictwo, o rozwój, o przyszłość, o miejsce rodzin zakonnych w Kościele, trzeba będzie jeszcze szukać na całym świecie. Może najmniej w Polsce. A jeżeli także w Polsce - to sądzę, że nie musimy tutaj już robić żadnego odwrotu. Wystarczy, że może tylko na pewnych odcinkach dociągniemy kroku.
Powiadam: przemówienie nieformalne, improwizowane. Niech nikt na świecie, żaden dziennikarz nie łapie papieża za język.
Pragnę was pobłogosławić i pożegnać po bratersku.
Jan Paweł II