Poród rodzinny
Treść
Moja przyjaciółka słysząc z jaką radością rozprawiam o porodzie , poprosiła mnie, bym napisała parę słów na ten temat i wysłała Jej koleżance w mailu, by Ją podtrzymać na duchu, bo Ta się lęka urodzić. A oto, te kilka słów:
Uważam, że dwie rzeczy są bardzo ważne: modlitwa i wiedza na temat porodu.
Po ludzku bałam się porodu. To rzecz ludzka i nie wypierałam tego strachu ze swej świadomości, ale też nie skupiałam zbytniej uwagi na nim. Znajomi mówili, by rodzic w mieście, z którego wraz z mężem pochodzimy, bo tam w szpitalu pracuje moja mama w Służbie Zdrowia i dlatego będę mieć poród bezpieczny. Radzono również, jeśli się zdecyduję na poród w ‘obcym’ szpitalu (tj. w Nowym Sączu) wziąć większą gotówkę, by dać ewentualnie lekarzowi. Wydało mi się to zbytnią paniką. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by rodzic w mieście rodzinnym z dala od domu obecnego, by specjalnie na moment rozwiązania tam jechać. Moja mama, choć nie mówiła o tym głośno, była tym faktem zawiedziona. Mój mąż nie miał żadnej grubszej gotówki w kieszeni. Za to złożyliśmy ofiarę na odprawienie Mszy św. w intencji szczęśliwego rozwiązania. Ja prosiłam o modlitwę najbliższych w tej intencji, nawet znajomych, których spotykałam na ulicy a przede wszystkim zaprzyjaźnione siostry klaryski ze Starego Sącza. Jedna z Nich, s. Michaela, napisała do mnie w mailu, że całe niebo będzie obecne na naszej sali porodowej. I mi to strasznie utkwiło w głowie i ja to całe niebo o tę obecność prosiłam. Modliłam się również w gorącej modlitwie za ludzi, którzy będą mój poród odbierać. Gorąco polecam również odbycie porodu rodzinnego, jeśli jeszcze jakaś walka motywów w Was na ten temat jest. Świadomość wsparcia męża to rewelacyjna sprawa a i dla Niego samego to niesamowite przeżycie. Mój mąż jeszcze długo, długo wspominał poród z płonącymi czerwonymi uszami z wrażenia i radości. Myślę, że zasada jest prosta: jeśli oboje rodzice uczestniczą w poczęciu dzidziusia to dlaczego by nie mieli być oboje obecni, kiedy przychodzi ono na świat?
Uważam, że warto mieć wiedzę dotyczącą porodu, przebiegu poszczególnych faz . Dobrze jest wiedzieć co po czym następuje i czego można się spodziewać. W tym celu wraz z mężem uczęszczałam do szkoły rodzenia. Również polecam książkę prekursora polskich szkół rodzenia profesora Fijałkowskiego “Szkoła rodzenia”. Sama dostałam ją od swego lekarza ginekologa, dr Grzegorza Paleczka, który bardzo troszczył się o nas w czasie 9 – u miesięcy stanu błogosławionego. Książka jest niezastąpiona. Starałam się zastosować do wszystkich dobrych rad Pana profesora w niej zawartych.
Dobrą radą jest, jeśli nie ma komplikacji, większą cześć porodu spędzić w domu. Dom daje komfort psychiczny kobiecie. Szpital (choćby bardzo przyjazny) już stwarza pewne spięcie w kobiecie i brak komfortu, spokoju, którego tak bardzo potrzebuje dzidziuś. Mój lekarz ginekolog prosił mnie, bym po godzinie solidnych skurczów już nie zwlekała i udała się do szpitala. W ten sposób wysiedziałam w domu do 9 cm rozwarcia. Brakowało 1 cm. I już trzeba było być w szpitalu. Szczęśliwie byłam. Raczej starałam się skupić swą uwagę na dziecku nie na sobie. Myślą byłam blisko maleństwa. W momencie ostatniej godziny skurczy, przed wyjazdem do szpitala ja byłam spokojna i nie bałam się - uważam, że to dzięki wsparciu modlitewnemu. Jeśli boli to i tak jest czas na odpoczynek. Pomiedzy skurczami są przerwyJ . Pamiętałam, że prof. Fijałkowski radził, by się nie bać, bo to sprawia, że mięśnie nasze się napinają a to sprawia, że nie dochodzi do komórek mięśni tlen, a to z kolei daje uczucie bólu. Mnie bolało ten ostatni 1 cm rozwierania się szyjki macicy. Ból ten skutecznie złagodziłam bardzo szybkim oddychaniem, dosłownie zianiem, jak pies. Nauczyła mnie tego na szkole rodzenia, położna Pani Renata Adamus. Później już nie bolało nic. Trudno w to uwierzyć, ale tak było. Miałam wspaniałą położną Panią Renatę Janur, która mi sprawiła niesamowitą niespodziankę. W trakcie porodu zapytała się mnie, czy chce dotknąć główki dziecka. Odpowiedziałam: jasne! A to sprawiło, że dostałam znieczulenia! Ponieważ hormony szczęścia w tym momencie – endorfiny uśmierzyły ból. I to cała tajemnica bezbolesnego porodu od strony ludzkiej. Pomyślałam wtedy o położnej: ale Anioł! Dzięki Boże! Można zawsze porozmawiać z położną przed porodem i zgłosić prośbę dotknięcia główki swego dziecka. To jest tak niesamowicie radosne, że już się tylko radość czuje i nic więcej...mega zmęczenie przychodzi dużo później. Ciekawą sprawą było, że mój mąż w dwa miesiące po porodzie spotkał położną Panią Renatę na Pielgrzymce szlakiem św. Kingi. Przy czym Pani położna powiedziała Mu bardzo miłe naszym uszom słowa: że z takim podejściem, jak moje do porodu to tylko rodzić:).
Trzeba się starać, na ile to możliwe, nie kolidując z personelem medycznym samej rozegrać poród – to sztuka. Nie zdawać się bezwiednie na to, co powie położna, choć bardzo uważnie jej słuchać trzeba – starać się trzeba bardzo bacznie obserwować siebie i myśleć, myśleć i jeszcze raz myśleć o dzidziusiu, nasłuchiwać Go.
Z mężem po porodzie, kiedy zabrali Marysię do kąpieli i badań odśpiewaliśmy cichutko radosne Te Deum z książeczki wdzięczni Bogu za dar Marysi.
Życzę dobrego porodu! Niech Was Bóg błogosławi a Maryja ma w swojej opiece.
Dziś, kiedy to piszę jest Matki Bożej Gromnicznej, 2 luty 2008. Dziś, Matka Boża ofiarowując w świątyni Swego Syna, Jezusa dowiaduje się od św. Symeona, że Jej serce przeszyje miecz boleści. Czy się lęka? Czy rezygnuje-powiem radykalnie- z bycia Matką i mówi-to weźcie sobie Jezusa, ja nie chcę cierpieć? Matka Boża jest człowiekiem i na pewno się lęka bólu, Jej człowieczeństwo wzdryga się przed cierpieniem, tak jak i nasze. Ale, czy rezygnuje? Szuka łatwych rozwiązań? Prawdą jest, że cierpienia nie da się w życiu uniknąć – ale zawsze można prosić Boga o siłę w jego godnym przeżyciu. Ja prosiłam i pamiętam tylko wielką radość.
Ewa