Cierpienie drogą do miłości
Treść
Najpierw poznałam Janeczkę, później Jej męża - Mariana. Od razu wiedziałam, że nie istnieliby bez siebie. Razem dźwigają krzyż – chorobę Mariana. Ich miłość wzrasta poprzez cierpienie. I jak w życiu bywa, łzy cierpienia splatają się ze łzami radości. Wiedzą, że “cierpienie to najkrótsza droga do Miłości “. Marian od kilku lat choruje na bardzo agresywny typ cukrzycy insulinozależnej. Konsekwencjami tej choroby jest tzw. stopa cukrzycowa (martwica stopy), nadciśnienie tętnicze, niewydolność nerek, anemia. Najczęściej dokonuje się amputacji stopy cukrzycowej. Marian kilka razy przebywał po pół roku na oddziale chirurgii. Ucinano po kawałeczku martwe stopy. Wdawały się zakażenia powodowane drobnoustrojami, które leczono antybiotykami najnowszej generacji . Długotrwała antybiotykoterapia doprowadziła do uszkodzenia szpiku kostnego i w konsekwencji silnej anemii i bardzo upośledzonej odporności komórkowej i hormonalnej (zniszczona została naturalna bariera ochronna –immunologiczna przed następnymi infekcjami bakteryjnymi). Wytworzył się stan “błędnego koła“: z jednej strony leczono, z drugiej stosowane antybiotyki niszczyły szpik i nerki. Janeczka i Marian nadali temu cierpieniu (złu) sens. Złączyli je z cierpieniem Ukrzyżowanego Chrystusa. Tylko Jezus potrafi zło przemienić w dobro. Zawierzyli siebie Maryi. Z Krzyża płynęła dla nich nadzieja. Krzyż stał się ich podporą. Było coraz ciężej. Nerki Mariana przestały prawie funkcjonować. Marian poddał się dializoterapii.
Pewnego dnia powiedziałam Janeczce, bardzo uradowana, że jadę do Medjugoria. Janeczka prosiła mnie o spotkanie po Mszy świętej w naszym parafialnym kościele. Prosiła mnie o modlitwy w intencji Mariana i wręczyła mi napisane na karteczce podziękowania i prośby do Maryi, Matki Chrystusa. W swoim sercu niosłam te prośby Janeczki i Mariana na Górę Objawień i pod Krzyż na Górze Kriżavac. Moja modlitwa płynęła z serca. Uświadomiłam sobie, że zawsze, do leżącego na oddziale chirurgii Mariana prowadziła mnie właśnie Maryja. I oto Tu, pod Krzyżem, na Górze objawień, złożyłam prośby i podziękowania za opiekę nieustanną Matce Boga. I oto Tu zobaczyłam, że Chrystus na tym Krzyżu to Chrystus cierpiący w ciele Mariana. Po powrocie do domu z Medjugoria nic się nie wydarzyło. Po pół roku zadzwoniłam do Janeczki i zapytałam o Mariana. Usłyszałam: "Lidziu, noga jest wygojona, anemii już prawie nie ma, ciśnienie się znormalizowało, a nerki już odzyskują swoją wydolność. Marian jest dializowany tylko raz w tygodniu. Bogu niech będą dzięki. A wszystko to za wstawiennictwem Maryi, naszej najlepszej Matki".
Ja dziękuję Panu Bogu za mój malutki kroczek na drodze nawrócenia.
Lidia.