Konferencje prowadził Jezus! (2007)
Treść
Po ślubie wraz z mężem przeprowadziliśmy się do Starego Sącza, do przyjaciół. Ku naszej radości na wieczór Środy Popielcowej zapowiedział się w odwiedziny nasz kierownik duchowy wraz z częścią rodziny duchowej, w większości z Podkarpacia. Wspólnie spędziliśmy niecałe dwa dni. Choć bardzo krótki to okres, ale stał się on dla nas bardzo intensywnym czasem rekolekcji.
Ewa z mężem Witkiem |
Po ludzku wydawałoby się - a cóż takiego można przeżyć w przeciągu niecałych dwóch dni? Ale z księdzem Witoldem to jest tak, że nawet kawy tak zwyczajnie nie można z Nim wypić, bo wszystko, co robi, co mówi, choćby to było jednym zdaniem zaledwie, jest przesiąknięte na wskroś Bogiem. Odczułam to bardzo mocno wieczorem w czwartek, po Mszy św. i wspólnej modlitwie różańcowej. Wysłuchaliśmy wtedy konferencji na temat wolności i głębokiej duchowej formacji człowieka. Ksiądz Witold, jak zawsze, mówił przekonująco, bo popierał to świadectwem swojego życia. Mówił ponad godzinę, co dopiero później sobie uświadomiłam, jak trzeba było się spieszyć z kolacją, bo sobie w ogóle nie zdawałam sprawy, że czas tak szybko płynął podczas nauki rekolekcyjnej. Tajemnicą tego uczucia - jakby zatrzymania się w czasie - stały się właśnie słowa księdza, ich charakter i głębia. Każde słowo było prawdziwe, zaczerpnięte z Ewangelii i doświadczenia życiowego. Ksiądz mówi to, czym sam żyje. Temat wolności jest trudny, a tu wszystko było tak klarowne i zrozumiałe dla mnie. Przypomniał mi się urywek Pisma św. o naszej mowie, by była „tak-tak, nie-nie”. Ta mowa taka właśnie była. Uczucie takie zatrzymania w czasie miewam niekiedy podczas modlitwy różańcowej. I wydaje mi się wtedy, że Maryja mnie tuli do siebie i stąd jestem taka spokojna i 1 godzina spędzona w Jej ramionach wydaje się 1 minutą. Raz jeszcze tak wyraźnie odczułam tę niezwykłą, jakby niebiańską, nie ludzką miarką odmierzaną, rachubę czasu podczas medytacji ignacjańskiej. Podczas godzinnego klęczenia przed Najświętszym Sakramentem „zgubiłam” czas i nie czułam ciała, a przecież po ludzku zawsze czuję, jak bolą kolana i krzyż podczas długiej postawy klęczącej. Pomyślałam, że to właśnie tak wygląda spotkanie z Jezusem, nie czuje się nic wokół, nawet upływającego czasu – jest tylko On i ja! Teraz podczas tej konferencji poczułam tak samo! To nie ksiądz przemawiał do nas, to jakby sam Pan Jezus miał z nami konferencję.
Jeśli chodzi o treść konferencji, ksiądz Witold – ojciec duchowy - „zaprosił” nas do dążenia na wyższy poziom świętości. Tak opatrznościowo, ten charakter posługi „naszego” księdza określiła mama naszej duchowej siostry Ani, słowami z Dzienniczka św. s. Faustyny Kowalskiej: „Widzę pewnego kapłana, którego Bóg bardzo miłuje, ale szatan go strasznie nienawidzi, ponieważ wiele dusz prowadzi do wysokiej świętości i ma na względzie jedynie chwałę Bożą; ale proszę Boga, aby nie ustała cierpliwość jego wobec tych, którzy mu się ustawicznie sprzeciwiają. Szatan, gdzie sam nie może szkodzić, to posługuje się ludźmi”. (Dz. 1384).
Dlaczego na wyższe poziomy świętości? Każdy z nas jest już wolny dzięki kierownictwu księdza Witolda od nałogów, tzw. grubych ryb, m.in. od nikotynizmu, od seksoholizmu, od masturbowania się i zjednoczony z Panem Bogiem na co dzień. Jednak każdy z nas nie jest człowiekiem wolnym w pełni, a tkwi w uzależnieniach subtelnych, trudnych do wykorzenienia. Ksiądz Witold mówił m.in. o rzeczach materialnych, które on sam wykorzystuje na chwałę Bożą, m.in. autobus, którym wozi pielgrzymów do Sanktuariów Maryjnych, anonimowych alkoholików na rekolekcje do Przemyśla, nas – dzieci i młodzież na rekolekcje do Krościenka nad Dunajcem. Czułam z każdym słowem świadectwa wolności księdza, widziałam wyraźnie każde moje uzależnienie od emocji, rzeczy materialnych i uczuć. Zrozumiałam, że wszystko to nie pozwala mi żyć tu i teraz w wolności. Mam lęki o jutro, a emocje hamują prawdziwe rozeznanie rzeczy takimi, jakie są. To światło poznania subtelnych uzależnień własnych było tak wyraźne i Boże zarazem. Nie budziło we mnie poczucia winy, a budowało ogromną chęć walki ze swoimi słabościami o prawdziwą wewnętrzną wolność. Znów sobie pomyślałam, że to Jezus siedzi i mówi do mnie, nie kapłan. On to tylko narzędzie. Przecież kapłan nie może otworzyć mojego serca i udzielać mi takiego światła poznania własnej duszy, człowiek tego sam nie potrafi!
Kolejne zdarzenie bardzo mocno mi uświadomiło, że ja patrzę tylko po ludzku na świat, nie po Bożemu. Do Kasi, która brała udział w rekolekcjach, zadzwoniła mama i młodsza siostra, Asia. Mała wpadła w histerię z powodu nie możności tańczenia ze względu na stwierdzoną wadę serca. Wypowiedziała w emocjach, że kocha bardziej tańce niż mamę. Po ludzku można by Asię usprawiedliwić, że powiedziała tak brzydko, bo z powodu swojego młodego wieku nie panuje nad emocjami, lecz to by było usprawiedliwienie zła. Ksiądz Witold rozeznał, że to Pan Bóg w swej ojcowskiej miłości dopuścił na Asię tę chorobę serca, by nawróciła się i przestała być uzależniona od tańca, a w swoim sercu na pierwszym miejscu miała Boga i kochała w pierwszej kolejności swoją mamę, która zastępuje dziecku Boga na ziemi. Jakie myślenie ludzkie jest mylne, jak nasze myśli i słowa są różne od myśli i słów Boga – pomyślałam. Przypomniało mi się, że Asia zaledwie rok temu chodziła z nami po górach, na rekolekcjach w Krościenku, górach dość wysokich, jak dla 11 – letniej dziewczynki - Pieninach. Pomyślałam, że jeśli faktycznie miałaby wrodzoną wadę serca - niedomykalność zastawek - nie tylko by nie mogła zdobyć szczytu Trzech Koron (a była tam z nami uśmiechnięta i w ogóle nie zmęczona!), ale przecież już na samą myśl o wysiłku by mdlała. Faktycznie to miłość Boga do Asi dopuszcza na nią cierpienie, by ukazać Jej, że jej serce ma złą, zgubną dla niej hierarchię wartości. Będę się modlić o przemianę jej serca gorąco.
Na początku, gdy ksiądz Witold z „ekipą” zawitał do naszego domu byłam jakaś sztywna, atmosfera naszego domu była dość ciężka. Kiedy wyjeżdżał ks. Witold błogosławiąc nas, byłam taka lekka i radosna i dom jakby lżejszy. Pomyślałam sobie, ile to Ten kapłan musiał wziąć na siebie "ciężaru”, by w tak krótkim czasie oczyścić tak wiele! Dzięki Ci, Boże, za kierownika duchowego, dzięki za łaskę otwartego serca! Chciałbym być choć troszkę podobna do ks. Witolda, Twego sługi, być choć taką małą ścierką, która wyciera (bierze na siebie) kurze w kątach Twego Świętego Kościoła.
Ewa