Pokorny kapłan (2008)
Treść
Wyraźnie było widać, że ks. Witold prowadzi rekolekcje świadectwem swojego cierpienia. Dopiero post piątkowy o chlebie i o wodzie usunął ból. Chciałam opowiedzieć o przyczynie tego cierpienia. Ks. Witold jest moim kierownikiem duchowym od 7 lat. Bardzo cenię sobie spowiedź u Tego kapłana. Nie tylko oskarżam się z grzechów, nie tylko za pośrednictwem Kapłana Pan Jezus daje mi łaski wytrwania w dobrym, ale wyraźny ciężar moich grzechów, widoczny fizycznie w tzw. ciężkości duchowej w kontakcie ze mną jest on ze mnie ściągany a na ks. Witolda wkładany. Nie wiem, jak się to odbywa. Ale zewnętrznie można to łatwo odgadnąć. Na rekolekcjach przystępując do sakramentu pokuty szłam z dość intensywnym bólem głowy. Kiedy dostałam już rozgrzeszenie ból ustał, za to zaczął ściskać od tego momentu Księdza głowę. Ale tak mocno, że Ksiądz mrużył oczy i lekko wykrzywiał usta w grymasie bólu. Pomyślałam sobie, że to Jezus, który bierze moje grzechy i wkłada je na drzewo krzyża. Stanęły mi świeczki w oczach i ciarki mi przeszły po plecach. Było mi wstyd, że to po moich grzechach. I nie wiedziałam co robić. Miałam chęć objąć cierpiącego Księdza, miałam ochotę paść na kolana ze wstydu i przepraszać i tak ‘biłam się z myślami’ stojąc obok i tylko patrząc. Nie zauważyłam, ale ks. Witold również toczył w sobie jakąś “cichą walkę”. Zaraz powiem jaką. Nagle Ksiądz poprosił mnie o błogosławieństwo, jako chrześcijanki. Znów zahuczało we mnie od ‘bitwy myśli’: jak to mnie? Jak to ja mam błogosławić? Kapłana? Może jestem taka dobra? Nie, nie jestem. Mam to zrobić zwyczajnie, jako chrześcijanka.” Pobłogosławiłam. Ale poraziła mnie wielka pokora ks. Witolda. On Ksiądz prosi zwykłego człowieka świeckiego o błogosławieństwo. W głowie się nie mieści! Gdybym była na miejscu ks. Witolda uznałabym to za poniżenie. Ale to nie mieści się tylko w głowie pysznej. Ta cicha walka w Księdzu, o której wspomniałam wcześniej, jak sam później wyznał, to, to, że On zastanawiał się, czy mnie o to poprosić. I rzekł, że wcale nie jest pokorny, bo zanim mnie poprosił o błogosławieństwo to bił się ze swoimi myślami całe 3 minuty! No dla mnie to mega pokora i żywe dążenie do świętości!
Ewa i Marysia |
Wraz z mężem 7 miesięcy temu witaliśmy z radością na świecie naszą córkę, Marysię. Jest Ona dzieckiem spokojnym i pogodnym. Radosne oczekiwanie narodzin przez dziewięć miesięcy stanu błogosławionego dało owoce. Kiedy jest przemęczona, jak każde dziecko, reaguje płaczem. Takiego przemęczenia doświadczyła podczas Świąt Bożego Narodzenia. Moja Mama i Babcia zachwycone Marysią nie odstępowały Ją na krok a ja przegapiałam porę drzemki w ciągu dnia dziecka. Był wtedy straszny płacz. Podczas rekolekcji było znacznie więcej rąk do pieszczot Marysi niż dwie pary mojej Mamy i Babci, a było ich aż 5 par kobiecych dłoni. I Marysia wędrowała od jeden ‘cioci’ do drugiej ‘cioci’. Ani razu się nie przemęczyła, zasypiała wcześniej niż zwykle o godzinę i nie marudziła w dzień przed zaśnięciem, zasypiała bardzo spokojnie, często podczas wspólnej modlitwy. Choć wydawałoby się, że będę mieć mniej czasu dla dziecka z powodu gości i że będzie trochę zamieszania dla dzidziusia, ze względu na ilość ludzi – Marysia była na czas karmiona, na czas zasypiała – wtedy, kiedy tego potrzebowała – nie przegapiałam tego momentu. Wszystko było tak jak należy. Prawie każdy z uczestników rekolekcji mówił o Marysi, jako o wyjątkowo spokojnym dziecku. Ja się uśmiechałam na te słowa z dumą i jakby wskazując tym swoją zasługę. Owszem, jakaś jest, ale porównując zachowanie dziecka przed rekolekcjami, w trakcie i po – zdecydowanie to nie ja miałam wpływ na spokój mojego dziecka. Tym bardziej, że okoliczności zewnętrzne- więcej ludzi-były akurat niesprzyjające dla jego spokoju. Po rekolekcjach Marysia wróciła do dawnych zwyczajów: znów marudzi i późno zasypia a ja na nowo przegapiam czas drzemki, czasem z powodu braku cierpliwości, czasem świadomie robiąc inne rzeczy. Naprawdę ktoś inny rządzi czasem rekolekcji. Prowadzi je Maryja. Człowiek ma na wszystko czas, cierpliwość i w ogóle jest wszystko tak, jak należy. Tylko wypadałoby do swego życia Maryję zapraszać codziennie a nie tylko na czas rekolekcji gościć Ją w swoim sercu. Któżby nie chciał mieć dziecka, jak aniołek?
Dziękuję Jezusowi i Maryi, ks. Witoldowi i pozostałym uczestnikom za czas rekolekcji. Dziękuję za Kapłana, który ściąga ze mnie ciężar grzechów i zabiera, jako swoje brzemię. Dziękuję Ci Maryjo, za wzór bycia Mamą, wtedy dzieci są aniołami! Bądź ze mną w każdy czas i czuwaj, bym była cierpliwa.
Ewa