Świadectwo Tereni
Treść
Ja uważałam siebie za głęboko wierzącą na tle innych osób deklarujących się jako katolicy. Wyznacznikiem mojej wiary było cotygodniowe uczestnictwo we Mszy Świętej, codzienna modlitwa, odmawianie różańca, koronki do Miłosierdzia Bożego.
Jednak wiara ta była powierzchowna, nie budowana na skale - Chrystusie, co potwierdzały pojawiające się dosyć często pretensje do Boga, wątpliwości, czy On w ogóle istnieje. Dręczyła mnie huśtawka nastrojów - z jednej strony bardzo pragnęłam zbliżyć się do Boga, zaufać mu, po czym po chwili przechodziłam do błagalnego szantażu, kończąc na zupełnej rezygnacji i poczuciu beznadziei. Miałam skrzywiony obraz Boga jako groźnego sędziego, który tylko czyha na mój błąd. Uważałam, że muszę zasłużyć na Jego miłość i na zbawienie dobrymi uczynkami. Miałam niską wartość siebie, byłam zamkniętą i zakompleksioną osobą. Nie miałam dobrego zdania o Bogu, nie ufałam Mu, myślałam, że jest kapryśnym Bogiem...
Ale ja byłam "twardą" sztuką, owcą nieznającą głosu swojego Pasterza. Błąkałam się samotnie, oddalałam z Bożych łąk w najtrudniejszych momentach życia. Nie było mi w życiu łatwo, byłam zraniona przez człowieka. Więc zaczęłam okłamywać swe serce, które krwawiło. Jakoś radziłam sobie, żyjąc praktycznie z dnia na dzień, jednak zamykałam drzwi swego serca, a obrzydzenie dla własnego ciała przemieniło się powoli w nienawiść, by na koniec żądza zemsty zatryumfowała; szukałam ofiar, by wyładowywać swoją gromadzącą się złość. Deptałam miłość za miłością. Nie myślałam o dramatach życiowych, które przeżywali porzuceni. Bawiłam się uczuciami, będąc zranioną - raniłam dalej. Powoli, by ratować swe życie od ciągłej zemsty i nienawiści, poczęłam uparcie szukać odpowiedzi na pytania: kim jestem? Dlaczego ja? Dlaczego tak reagują? Jaki sens ma moje życie?
Pan Jezus przedarł się przez deszcz moich pytań, gdyż On zawsze był obecny w moim życiu, mimo że nie zdawałam sobie z tego sprawy i nie przez przypadek przygotował mi spotkanie ze wspaniałym księdzem Witkiem.
Jednak gdzieś tam, w przepaściach mojej osoby, tęskniłam do Boga. Nie umiem opisać tego stanu, ale Bóg wie... Tęskniłam i szukałam. A Bóg prowadził mnie, choć nadal liczyłam tylko na własne siły i myślałam, że z wiedzą, którą posiadam potrafię rozwiązać moje problemy, że umiem sobie sama pomóc. Jezusa spotkałam dzięki księdzu Witkowi, który przed kilku tygodniami zachęcał mnie do uczestnictwa w rekolekcjach. Postanowiłam zaryzykować, gdyż czułam się już na tyle samotna, zagubiona, poraniona, iż stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić.
Z każdym dniem otwierałam się na Chrystusa, poznawałam Go, czułam Jego opiekę, jednak nadal czegoś mi brakowało. W Pieniny z księdzem Witkiem i grupą rekolekcyjną pojechałam na jeden tydzień rekolekcji. Tam podczas pobytu sam na sam z Bogiem narodziłam się na nowo. Każda medytacja, rozważanie Słowa Bożego odkrywało we mnie to, co było gdzieś głęboko ukryte. Najważniejszym momentem, od którego rozpoczęłam budowanie życia na skale był dzień, gdy Pan wlał we mnie swoją miłość, a raczej pomógł mi poczuć ogrom miłości, jaką mnie obdarzył. Jego miłość była zawsze we mnie, tylko ja miałam oczy, uszy i serce zamknięte na nią. Chrystus pomaga mi zaakceptować siebie taką, jaką jestem, leczy relacje z innymi, uczy cierpliwości wobec siebie i innych. Duch Święty nauczył mnie rozmawiać z Panem, tak że moja modlitwa jest teraz żywa, a nie jest bezmyślnym odmawianiem. Staram się regularnie robić rachunek sumienia, gdyż dzięki temu poznaję prawdę o sobie i głębiej rozumiem miłość Bożą. Zaczęłam czytać Słowo Boże i wielokrotnie byłam zdziwiona, że w Ewangeliach znajdują się fragmenty, których ja nigdy wcześniej nie słyszałam, chociażby na Mszy św. Moje życie przed poznaniem Jezusa nie wyglądało dobrze.
Rekolekcje te były dla mnie o tyle znaczące, gdyż na ostatnim tak długim czasie skupienia modlitewnego byłam kilka lata temu. Tematyka rekolekcji okazała się przydatnym - nie tylko - przewodnikiem wiedzy. Nastąpiło osobiste doświadczenie Sakramentów z pogłębioną świadomością, czym one są w mojej indywidualnej sytuacji życiowej, a nade wszystko we wspólnocie życia Kościoła, poczyniło to znaczny przełom w moim myśleniu i przeżywaniu Kościoła żywego!
To, że Chrystus, przez Ojca w mocy Ducha Świętego, jest źródłem Sakramentów i to On wszystkim dyryguje i wie najlepiej, co komu jest najbardziej potrzebne, dało mi poczucie bezpieczeństwa bycia we wspólnocie. Związek Sakrament - lud Boży. Oczywistym jest teraz dla mnie to, że nie może być wiary, życia, bez ,,kontaktów'' z Bogiem przez Jego obecność w tych szczególnych znakach.
Łaska Pana nie ma granic, a nam dane zostało zobaczyć ją w małym chyba tylko fragmencie, a dla mnie - w tak wielkim. Chwała Panu, dobremu Bogu, kochającemu Swój lud! Obecnie wiem, że chcę kroczyć drogą Chrystusa i spełniać wolę Boga pomimo upadków, przeciwności czy zasadzek złego ducha.
Trudno to opisać, ale są takie słowa, które tu pasują: "już dzisiaj we mnie kwitną Twe ogrody, już dzisiaj we mnie Twe Królestwo jest".
A za rekolekcje od 2-9 lipca 2007- Maryi i księdzu Witkowi – dziękuję.
Tereska
Jestem
Oddycham
Żyję.
Czy aby na pewno?
Darowałeś mi życie
Darowałeś każde bicie serca
Darowałeś miłość i radość
Dałeś wszystko, co najlepsze!
A ja?
Uciekłam od Ciebie!
Wolałam wszystko robić sama!
Tak wygodniej, tak lepiej!
Szukałeś mnie
Czekałeś
Przebaczyłeś…..
Każde słowo za małe
Każdy uczynek mizerny
Hojny Dawco Miłości
Cała należę do Ciebie!
Jesteś moim Panem!