Po raz pierwszy…
Treść
W dniach 3 – 10 sierpnia po raz pierwszy przeżywałem rekolekcje w Krościenku n. Dunajcem. Już na samym początku, jak tylko dojechaliśmy do Krościenka (a dokładnie do Grywałdu), dało się odczuć piękno krajobrazu. We wtorek rano, jak schodziliśmy do kapliczki na Mszę św., odczułem lekki lęk wysokości, szedłem zbyt ostrożnie i trochę się obawiałem, że mogę się poślizną
Po Mszy św. i śniadaniu była wspólna modlitwa: brewiarzowa, różańcowa i Koronka do Bożego Miłosierdzia. Bardzo mi się taka wspólna modlitwa podobała.
Wejście na Trzy Korony było dla mnie wielkim przeżyciem. Cieszyłem się, że udało mi się zdobyć szczyt i bezpiecznie z niego zejść. Kolejny dzień przeżywaliśmy m.in. w Czerwonym Klasztorze
na Słowacji.
Wspaniałe było pływanie gondolą z Czorsztyna do Nidzicy i z powrotem. Urzekł mnie deszcz, który zaczął wtedy padać - utworzyła się z niego taka piękna łuna, której się nie da opisać.
Zwiedziliśmy też kościół w Dębnie i jego przepiękne malowidła. Mogę z pewnością stwierdzić, że Matka Boska chciała, abyśmy podziwiali ten kościół nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Do tego kościółka można wchodzić tylko wtedy, kiedy jest sucho, a my mogliśmy go obejrzeć, kiedy padało.
Pierwszy Piątek - dzień postu, pokuty; dzień wynagrodzenia Panu Jezusowi za grzechy. W tym też dniu odbyłem spowiedź generalną u ks. Witolda i poczułem, że moje lęki zmniejszyły się.
Już się nie bałem schodzić z górki, którą codziennie pokonywałem w drodze do kaplicy, gdzie uczestniczyliśmy we Mszy św. Kiedy patrzyłem za siebie, w stronę miasteczka, nie odczuwałem już lęku, że mogę się pośliznąć. Dużym przeżyciem dla mnie w piątek była Adoracja Najświętszego Sakramentu, post o chlebie i wodzie oraz Droga Krzyżowa.
W sobotę pojechaliśmy na Rysy (a mieliśmy jechać w Tatry we czwartek). Wtedy najbardziej odezwał się mój lęk wysokości. Jak zbliżałem się do łańcuchów, zacząłem panikować, że ja tam nie wejdę, ale jednak z Boską pomocą przeszedłem łańcuchy. Kiedy zbliżałem się do szczytu, nastąpiło kolejne zwątpienie; poczułem wtedy, że już nie mam siły i że łapią mnie skurcze w nogi. To było koło godziny 15 i wtedy pani Ala, pani Grażyna i Teresa zaczęły na głos w mojej intencji odmawiać Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Pani Grażyna i Teresa poszły dalej z całą grupą, a ja, pani Ala, Karol i Asia zostaliśmy. Asia chciała zostać, a Karol chciał schodzić. Po chwili odpoczynku poczułem, że coś w środku mówi mi, żebym poszedł dalej na szczyt i uczestniczył w Eucharystii. I zdażył się Cud: sam poszedłem dalej i doszedłem do grupy. Bardzo pozytywnie zaskoczyłem tym wszystkich. Msza Święta odprawiana na Rysach przez ks. Witolda była dla mnie również wielkim przeżyciem, gdyż to była moja pierwsza taka Euchartstia na szczycie. Kiedy zaczęliśmy schodzić z Rysów, znowu zacząłem panikować i spowalniałem całą grupę. W pewnym momencie zacząłem iść za ks. Witoldem i modliłem się słowami "Jezu Ufam Tobie". Nagle poczułem, że coraz lżej mi się idzie i to był kolejny Cud, którego doświadczyłem na Rysach.
Po przejściu łańcuchów szedłem już sam i nie bałem się, że jest wysoko.
W niedzielę po Mszy św. i śniadaniu pojechaliśmy do Szczawnicy, nad Dunajec, gdzie chodziliśmy w wodzie i płynęliśmy tratwą ze Szczawnicy do Krościenka. Również ta atrakcja zrobiła na mnie duże wrażenie. Natomiast w poniedziałek największym przeżyciem była dla mnie Msza św. i przyjęcie Komunii św. w dwóch postaciach.
Na koniec mojego świadectwa chcę podziękować wszystkim, którzy modlili się w intencji mojej osoby. Dziękuję Bogu za czas rekolekcji… Dziękuję również ks Witoldowi.
Chwała Panu!
Jacek