Przejdź do treści
Jan Paweł II 18 rocznieca śmierci
Jan Paweł II Wielki
Przejdź do stopki
Przejdź do Menu Techniczne

Wiara

Przejdź do treści

Wydarzenia

Płodność to nie choroba

Treść


Profesor Bogdan Chazan: Nie ma racji ktoś, nawet jeśli jest ministrem, kto twierdzi, że upowszechnienie środków antykoncepcyjnych prowadzi do zmniejszenia liczby aborcji. Świadczą o tym dane Światowej Organizacji Zdrowia
Antykoncepcja ma udowodniony negatywny wpływ na zdrowie kobiety, a mentalność antykoncepcyjna ujawnia patologię więzi między kobietą i mężczyzną - mówili lekarze i psychologowie podczas konferencji naukowej "Antykoncepcja - czy wiesz już wszystko?", która odbyła się w sobotę na Akademii Medycznej w Warszawie. Lekarze powtarzali, że "pigułka antykoncepcyjna to nie landrynka; ma poważne konsekwencje dla zdrowia, a wielu z nich jeszcze nie znamy".
Według przytoczonego przez ginekologa położnika z Lublina, dr. Macieja Barcentewicza, raportu Światowej Organizacji Zdrowia z 2006 r., "dwuskładnikowa tabletka antykoncepcyjna jest czynnikiem rakotwórczym pierwszego stopnia dla raka piersi, raka szyjki macicy i raka wątroby". Przytaczano też inne badania mówiące o istotnym wpływie antykoncepcji na powstawanie i zwiększanie ryzyka wielu chorób. Barcentewicz mówił również o pozytywnym wpływie ciąży na zdrowie kobiety. - Nie ma natomiast żadnych plusów antykoncepcji - podkreślił lekarz. Jak zauważyła dr Dorota Kornas-Biela, psycholog z Instytutu Pedagogiki KUL, dochodzimy już do takich absurdów, że "płodność uważana jest za chorobę, coś niebezpiecznego, co trzeba leczyć medyczną interwencją". Prelegenci zwracali także uwagę na "schizofrenię" współczesnego społeczeństwa, które mimo dążenia do "ekologicznego" i "zdrowego" stylu życia wyłącza z niego sferę płodności. - Ogromna jest tu niestety wina lekarzy - powiedział prof. Michał Troszyński z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. - Autorytety podpisują się pod reklamą środków antykoncepcyjnych. Są one polecane przez towarzystwa ginekologiczne. To jest zakłamanie - podkreślił.

NPR - nowoczesne planowanie rodziny
Profesor Bogdan Chazan, ginekolog położnik, przewodniczący Krajowego Zespołu Promocji Naturalnego Planowania Rodziny, dyrektor Szpitala im. Św. Rodziny w Warszawie, przypominał uczestnikom konferencji, że istnieje alternatywa dla antykoncepcji. - Są metody oceny płodności, które stosuje się w naturalnym planowaniu rodziny - powiedział. Zaznaczył, że metody NPR nie dość, że są równie skuteczne jak sztuczna antykoncepcja, to w dodatku nie szkodzą i są o wiele tańsze. Jak poinformowała dr n. med. Ewa Ślizień-Kuczapska, ginekolog położnik, prezes Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Naturalnego Planowania Rodziny, w społeczeństwach zachodnich ponad 25 proc. stosuje metody rozpoznawania płodności. Dodała, że "bardzo słuszne jest wreszcie uznanie tych metod za coś nowoczesnego". - NPR to nie tylko naturalne planowanie rodziny, to też nowoczesne planowanie rodziny. Powinno mieć ono miejsce wszędzie tam, gdzie mówimy o różnych metodach planowania płodności - stwierdziła.

Tezy wiceminister niepoparte wiedzą
Na łamach "Gazety Wyborczej" wiceminister pracy Joanna Kluzik-Rostkowska powiedziała, że "środki antykoncepcyjne są czymś naturalnym w XXI wieku" i "od tej drogi nie ma odwrotu". Za receptę na podziemie aborcyjne uznała "dostęp do antykoncepcji". Te informacje zdementował prof. Chazan. - Nie ma racji ktoś, nawet jeśli jest ministrem, kto twierdzi, że upowszechnienie środków antykoncepcyjnych prowadzi do zmniejszenia liczby aborcji. Świadczą o tym dane Światowej Organizacji Zdrowia - podkreślił. Przywołał także dane Światowej Organizacji Zdrowia, z których wynika, że w krajach takich jak Kuba, Stany Zjednoczone czy Dania większe zużycie antykoncepcji współistnieje ze zwiększoną częstością aborcji. Na przykład w Wielkiej Brytanii w 2003 r. pomimo łatwiejszego dostępu do antykoncepcji stwierdzono o 3 proc. więcej aborcji niż w 2002 r., zwłaszcza wśród młodych kobiet. - Pomimo takich "ułatwień" częstość aborcji nie spada - stwierdził Chazan. Podobnie dzieje się we Francji. Świadczą o tym dane, które pokazują, że mimo upowszechnienia pigułki hormonalnej częstość aborcji się nie zmniejsza. - Tak więc nie jest prawdą, że upowszechnienie antykoncepcji powoduje zmniejszenie częstości aborcji - podsumował dyrektor Szpitala im. Św. Rodziny w Warszawie.
PiS nie widzi problemu w tym, że wywodząca się z tej partii wiceminister pracy Joanna Kluzik-Rostkowska opowiada się przeciwko "zaostrzaniu" ustawy "antyaborcyjnej" i za antykoncepcją. W zeszłym tygodniu w Telewizji Trwam podczas Rozmów niedokończonych Przemysław Gosiewski, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, unikał jednoznacznej odpowiedzi na pytania o stanowisko wiceminister Joanny Kluzik-Rostkowskiej w sprawie środków antykoncepcyjnych. Stwierdził, że nie zna tej wypowiedzi. Jego zdaniem, wiceminister pracy "robi bardzo dużo, wspierając politykę prorodzinną". Gosiewski stwierdził, że zawsze odbierał ją i odbiera jako polityka prorodzinnego. - I na pewno jest osobą, która tak samo jak inni działacze, ministrowie Prawa i Sprawiedliwości, opowiada się za obroną życia od chwili poczęcia - powiedział minister. Zaznaczył jednak, że będzie chciał wyjaśnić całą sprawę.
Magdalena M. Stawarska
Nasz Dziennik 2006-11-27

64612