Droga do śmierci
Treść
Z dr. med. Lukiem Petrelem, wiceprzewodniczącym stowarzyszenia SOS Petit (SOS Mały), rozmawia Franciszek L. Ćwik
Wasze stowarzyszenie od lat prowadzi akcje przeciw aborcji i wszystkim posunięciom wymierzonym przeciwko życiu. Jak w związku z tym ocenia Pan rezultaty wprowadzonej w 1967 r. ustawy legalizującej antykoncepcję?
- Myślę, że dla każdego logicznie myślącego człowieka dane statystyczne jednoznacznie potwierdzają kłamstwa propagandy, z jaką mieliśmy do czynienia 40 lat temu. Zapowiadano wówczas, że antykoncepcja będzie "wyzwoleniem" dla kobiety, że zmniejszy się liczba niechcianych ciąży, że będzie to jakościowa rewolucja w relacjach między kobietą a mężczyzną. Tymczasem okazało się, że antykoncepcja niczego nie rozwiązała.
Mimo wszystko wciąż głosi się jej dobrodziejstwo. Skąd to się bierze?
- Sprawa jest bardzo poważna. Chodzi o to, że legalizacja antykoncepcji była pierwszym etapem na rzecz realizacji długoplanowej akcji dyktowanej antyrodzinną, maltuzjańską, liberytyńska i ateistyczną ideologią. Legalizując antykoncepcję, oderwano seks od zapłodnienia i macierzyństwa. Płód stał się czymś, co mogło być niechcianym, niepożądanym. Odtąd był już tylko krok do ustawy o przerywaniu ciąży, której uchwalenia dokonano w 1975 roku. W myśl tej filozofii mamy prawo decydować o losie słabych. Początkowo o losie dzieci poczętych, obecnie zaś o sztucznym zapłodnieniu, a w przyszłości - o zabijaniu słabych, starych, niedołężnych. Ustawy takie już obowiązują w niektórych krajach europejskich. Również we Francji jest bardzo silne lobby proeutanazyjne. Najgorsze jest to, że tego typu kryminalna filzofia przedstawiana jest jako coś postępowego. Jest ona niemal obowiązująca w Unii Europejskiej. Każdy, kto mówi "nie" zabijaniu ludzi, jest oceniany jako faszysta, zacofaniec i ciemnogród.
Mimo wszystko członkowie Waszego stowarzyszenia zdecydowanie jej się przeciwstawiają. Czy w tej sytuacji nie jest to walka z wiatrakami?
- Bitwa o życie jest najważniejszą batalią, dlatego nie można jej nie prowadzić. Jako katolicy uważamy to za nasz podstawowy obowiązek.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 31 grudnia 2007