Przejdź do treści
Jan Paweł II 18 rocznieca śmierci
Jan Paweł II Wielki
Przejdź do stopki
Przejdź do Menu Techniczne

Wiara

Przejdź do treści

Wydarzenia

Dzisiejsza rodzina, jaka jest, jaka powinna byc?

Treść


Dzisiejsza rodzina.
Jaka jest. Jaka powinna być.

Rodzice, rodzina, dom rodzinny stanowią wyjątkowość i magię w historii naszego życia.
Są bliskie i drogie, niekiedy pełne nostalgii i zadumania.
Jaka jest dzisiejsza polska rodzina?
Jakie niebezpieczeństwa na nią czyhają?
Jaka powinna być nasza rodzina?

To pytania, na które spróbujemy sobie odpowiedzieć.

Dzisiaj podważa się wartość, jaką jest małżeństwo i rodzina. Czynią to zwłaszcza środki społecznej komunikacji.

Wyśmiewa się małżeńską wierność, uczciwość, poświęcenie...
Nie szanuje się świętości sakramentalnego małżeństwa.
Rozwód przedstawia się jako rozwiązanie problemu.
Nie podaje się jego dalszych konsekwencji.
Zwłaszcza pomijany jest problem dzieci z rozbitych małżeństw.

Jakże łatwo dzisiaj operuje się nowym słownictwem, gdzie piękne uświęcone tradycją słowa „mój mąż”, „moja żona” zamienia się na bardzo ubogie: „partner”, „partnerka”. Zastanawiam się, czy takie określenie nie obraża osoby, o której jest mowa. W XXI wieku popularne wśród młodych ludzi staje się „życie na próbę” w tak zwanych „wolnych związkach”. Są to pary żyjące ze sobą tak jak małżonkowie, choć małżonkami absolutnie nie są.
Żyjemy dziś w czasach błyszczących, egoistycznych pokus, w których pewne zasady wydają się być zapomniane. Jest to era konsumpcjonizmu, gdzie wszystko zużywa się i obraca w pył zbyt szybko. Modne jest dzisiaj słowo „konsument”. Jest to okropny wyraz, zawierający smutną konotację, którą nam nadał świat reklamy: konsumować, pożerać, przeżuwać, kupować. W ten sposób odnosimy wrażenie nieustającego głodu. Jesteśmy zmuszani do kupowania, gromadzenia, konsumowania. Nawet wtedy, kiedy nie mamy rzeczywistej potrzeby.

Zupełnie zaginęła zdrowa kultura naprawiania i ponownego wykorzystywania rzeczy.
Wielu z nas może pamięta:
Kiedyś oddawano do naprawy radia i telewizory. Ponownie wykorzystywało się buty i ubrania.
Dziś natomiast wszystko po użyciu jest wyrzucane.
W tym celu przedmioty są produkowane na krótki okres trwałości, aby można je wyrzucić i kupić nowe.
Chusteczki higieniczne użyj i wyrzuć, nożyki do golenia użyj i wyrzuć, talerze użyj i wyrzuć.
Jest to niebezpieczny mechanizm, którego wpływ, również na życie codzienne, jest bardzo groźny.
Miłość użyj i wyrzuć, przyjaźń użyj i wyrzuć, pracownika użyj i wyrzuć, małżeństwo też jest o określonym terminie ważności.
Forma „na zawsze”, tak piękna i pełna nadziei, wydaje się dziś być nie modna.
Czy możliwe jest dzisiaj wierzyć w miłość, która trwałaby „na zawsze”?
Pewnie tak, jeśli tylko się chce.
Problem polega na tym, że środki masowego przekazu wystawiają nas na nieustanne bombardowanie treściami, które lansują kierunek przeciwny.
Programy telewizyjne ukazują często świadectwa małżeństw przeżywających kryzys, rodziców kłócących się z dziećmi; mężów, którzy zdradzają żony i na odwrót; którzy przeklinają się i okazują publicznie brak szacunku.
Na świecie jest jednak wiele szczęśliwych rodzin, które się dobrze rozumieją i żyją w doskonałej harmonii.
I wśród was są takie rodziny.
Telewizja jednak takich rodzin nie ukazuje, ponieważ istnieje przekonanie (błędne!), że dobro nie powoduje wzrostu wskaźników oglądalności. W ten sposób woli się dać miejsce komórkom chorym niż zdrowym.
Konsekwencje tego mechanizmu są niszczące.
Co może pomyśleć młody człowiek, oglądając pewne widowiska?
To, że małżeństwo kryje nieustanne pułapki, że lepiej się nie żenić, aby uniknąć przykrych niespodzianek, że lepiej jest więc żyć szalonym życiem?
Współczesny problem polega na ogromnym lęku przed zaangażowaniem.
Dziś nie chce się być ofiarnym i wyrzekać się czegokolwiek w imię szlachetnych ideałów.
Zanika coraz bardziej chęć oczekiwania, smakowania chwil, przeżywania ważnych etapów swojego życia w odpowiednim momencie. Wielu młodych ludzi jest dzisiaj zapraszanych do życia według imperatywu:

„Rób co chcesz”. „Możesz robić, co ci się podoba.” „Jesteś wolny”.
Czy na tym polega prawdziwa wolność?
Często sami rodzice proponują to swoim dzieciom. Słyszymy czasami jak rozmawiają o swoich dzieciach: „Ja zostawiam mu wolność”, „Zdecyduje, kiedy będzie pełnoletni...”. Albo: „Nie chcę go ograniczać, to on sam musi wybrać w swojej wolności”.

Na pozór wszystko to może wydawać się pozytywne. Być może byłoby to korzystne, gdybyśmy żyli w zdrowszym świecie. W konsekwencji pustkę pozostawioną przez rodziców wypełnią śmiecie proponowane przez telewizję, przez idoli muzycznych i inne mass media.
Wolność, o której dziś tak dużo się mówi, staje się pułapką. Słowo „wolność” jest dzisiaj rozumiane jako wolność do robienia wszystkiego. Zaproszenie do tego, aby robić, co się chce.
A tymczasem prawdziwa wolność jest wówczas, kiedy czło­wiek rozumie wartość kultury ograniczania. Aby być naprawdę wolnym, należy mieć moralne granice własnego postępowania. W przeciwnym wypadku wszystko staje się dozwolone. Nie ma już więc szacunku ani dla siebie, ani dla innych.
Aby usprawiedliwić pewne zachowania negatywne, wykorzy­stuje się inne, bardzo popularne określenie: wolność wyboru.
Dziś często słyszy się, że narkotyzowanie się jest wyborem, aborcja jest wyborem, samobójstwo jest wyborem, bogacenie się jest wyborem, prowadzenie wojny jest wyborem
Ale czym jest wybór? Wybór jest czymś osobistym, co nie przy­nosi szkody i nie dotyka innych. Kiedy idę do lodziarni, to wybie­ram lody owocowe, zamiast czekoladowych. A więc dokonuję pew­nego wyboru, całkowicie osobistego, który dotyczy mojego smaku.
Jednak wojna, aborcja, samobójstwo, narkotyki, przesadne gromadzenie bogactw nie mogą być uważane za wy­bory, ponieważ dotyczą innych i szkodzą im bezpośrednio.
Zawsze, w każdym przypadku, wojna zabija tysiące ludzi. Aborcja jest gwałtownym przerwaniem bezbronnego istnienia ludzkiego w łonie matki. Samobójstwo powoduje ból wielu in­nych osób. Narkotyzowanie się skłania człowieka do tego, aby nie myślał, a więc tym samym szkodził społeczeństwu. Przesadne gro­madzenie bogactw jest brakiem dzielenia się z innymi, jest znie­wagą wobec biedy, która wypełnia świat.
Dzisiaj, pod pretekstem wyboru, uprawnia się czynienie zła, a przecież musimy i powinniśmy zrozumieć, że nie jesteśmy sami i że wszystkie nasze wybory dotyczą też życia innych istot ludzkich.
Pozwolił nam to zrozumieć wiele lat temu reżyser Frank Ca­pra w pięknym filmie „La vita e meravigliosa”. Jest to historia anioła, któremu udaje się odwieść pewnego człowieka, Geor­ge'a, pozostającego w kryzysie, od zamiaru pozbawienia się życia.
George podczas swojego życia czynił wyłącznie dobro. Zbudował wioskę dla ubogich i uratował życie swojemu bratu Harry'emu. Brat natomiast uratował wielu żoł­nierzy podczas wojny.
Anioł ukazuje George'owi, jak bardzo smutne byłoby miasto, gdyby on się nie urodził. Nikt nie zbudowałby domów dla biednych, nikt też nie uratowałby życia jego bratu, który umierając, nie mógłby ratować żołnierzy.
Anioł mówi do George'a: "Życie każdego człowieka jest zwią­zane z życiem wielu innych ludzi. Kiedy ten człowiek nie ist­nieje, pozostawia pewną pustkę".
O tym należy pamiętać. Nie jesteśmy sami. Każdy nasz wy­bór może warunkować, na dobre i na złe, życie innych.
Zaproszenie do "Rób, co chcesz" to zaproszenie do nicości. Jeżeli nie istnieją określone precyzyj­nie granice lub reguły, z pewnością skończy się to nihilizmem. Dobro i zło mieszają się ze sobą w jednym kotle. Człowiek wy­biera więc reguły dla niego wygodne, kierując się swoimi ego­istycznymi pragnieniami.
Należy natomiast uczyć nieprzekraczania granic. Należy uczyć konieczności posiadania granic, których przekraczanie jest niebezpieczeństwem.
Prawdziwe wychowanie uczy ograniczeń, zasady mówienia "nie". Początkowo może się ono wydawać mniej sympatyczne i mniej oczekiwane, ale po podjęciu wyzwania do tej drogi, oka­zuje się zwycięskie. To ono właśnie może wpływać pozytywnie na nasze współczesne społeczeństwo.
Różnica między dawnym wychowaniem (rodzina, szkoła i religia) a wychowaniem dzisiejszym polega na tym, iż to pierwsze było w służbie miłości i szczerego zainteresowania szczęściem młodzieży. Było to wychowanie chóralne, rozpisa­ne na więcej głosów, oparte jednak na mocnych i precyzyjnie określonych wartościach.
Natomiast dzisiejsze wychowanie w przeważającej części przypadków sprowadza się do interesów handlowych. Jest to wychowanie wywodzące się z internetu, telewizji, dyskoteki, muzyki, czasopism dla dzieci i młodzieży.
To jest też wychowanie chóralne; ale jest w nim fałszywy ton, w którym każdy głos wydaje się brzmieć oddzielnie, wpro­wadzając dysonanse, czyli zamieszanie.
Wiele programów telewizyjnych nie ma na celu wychowy­wania. Sieci telewizyjne chcą po prostu sprzedawać. To samo ma miejsce w przypadku pewnych czasopism, pewnych stron internetu oraz niektórych piosenkarzy, których interesują je­dynie pieniądze. Są oni, niestety, nowymi wychowawcami, którzy często okazują się zdrajcami, wprowadzają bowiem wiele zła.
Wychowawcy - zdrajcy znajdują podatny grunt w postaci nowych rodzajów samotności wielu młodych; w tych losach na­znaczonych cierpieniem, niepewnością, gwałtem, milczeniem, brakiem komunikacji i trudnymi sytuacjami rodzinnymi.
Różnicę między minionym wychowaniem z miłości a obec­nym handlowym wychowaniem, można ukazać w jednym pod­stawowym czynniku: braku jakiegokolwiek mechanizmu ogra­niczania.

Drodzy Państwo!
Człowiek posiada jedno niepowtarzalne życie, które może albo dobrze wykorzystać, albo je zmarnować, zniszczyć.
Dlatego najważniejszym zadaniem jest takie pokierowanie młodym człowiekiem, aby jego życie było twórcze, spełnione, wartościowe.
I tu niezastąpiona rola przypada właśnie rodzinie, ale - zdrowej rodzinie.
A więc tylko trwała rodzina, zbudowana na wierności, ofiarności, dużej kulturze oraz wzajemnym głębokim zaufaniu i miłości, może spełnić swoje kluczowe obowiązki i zadania. Tylko taka rodzina, tworzona przez ludzi dojrzałych uczuciowo, może zbudować stabilne, dające szczęście ognisko domowe, w którego cieple i blasku urodzi się, wychowa i zostanie wykształcone nowe, wartościowe pokolenie.
Nie ulega zatem wątpliwości, że decydujące dla przyszłości dzieci jest to, z jakiej wywodzą się rodziny. Idzie tu nie tylko o to, jak dziecko jest odżywiane, jak rodzice dbają o rozwój jego zdolności i wykształcenie. Idzie także nie tylko o to, z czym młody człowiek startuje w ży­cie: czy ma mieszkanie, wykształcenie i pracę (a taki start w życie w dużym stopniu zależy od zamożności rodziców i ich troski o dzie­ci).
Chodzi przede wszystkim o to, co dziecko wynosi z domu jako człowiek. Czy nosi w sobie pokój, radość i ufność, z czym bez wąt­pienia jest łatwiej pokonywać wszystkie trudności życiowe, czy raczej młody człowiek jest znerwicowany, niepewny siebie, zastraszo­ny i smutny.
Ogromnie ważne jest, czy dziecko uczyło się w domu od małego pracy, porządku i obowiązkowości, czy raczej wyrasta na człowieka, na którego nigdy nie będzie można liczyć, ani w pracy, ani w domu.
Człowiek uczy się uczciwości i prawdomówności nie gdzie indziej, jak w domu rodzinnym, patrząc na swoich rodzi­ców, jak postępują, jak mówią, jak odnoszą się do innych. Dziecko uczy się, patrząc jak rodzice klękają do modlitwy, jak przygotowują się do pójścia do kościoła i jak uczestniczą we Mszy świętej. Rzadko, i to z wielkim trudem, młody człowiek nauczy się szacunku wobec Bożych praw, gdy tego nigdy nie widział w domu.
Dobro jest konkretne. Jest przykładem. Jeśli nie daje się dobrego przykładu w rodzinie, nie można wymagać, aby dzieci zachowywały się właściwie.

Albert Schweitzer, zapytany raz o to, jak najlepiej wychowywać swoje dzieci, uśmiechnął się i odpowiedział: są trzy metody:
po pierwsze – przykładem, po drugie – przykładem, po trzecie – przykładem.
Dobry przykład ojca i matki to jest to, co można dać swoim dzieciom najważniejszego.
Bo to ma właśnie zasadniczy wpływ na wychowanie.
Nasze najważniejsze wartości, postawy i przyzwyczajenia wynosimy z domu rodzinnego. Niekiedy synowa mówi do teściowej: dziękuję ci, mamo, za to, że twój syn tak umie dbać o dom, jest pracowity i zaradny. Nieraz natomiast wyrzuca zięć teściowej, że żona nie umie gotować, nie dba o porządek w domu, najwięcej czasu spę­dza przed telewizorem.
Mądry rektor seminarium, przyjmując kan­dydata do kapłaństwa, pyta o rodzinę. Niejeden rektor odwiedza domy kleryków. Jacy są ojciec i matka w podejściu do swoich obowiązków, takim księdzem będzie ich syn. Gdy przyjdzie do seminarium, ma już wykształcone podstawowe cechy charakteru i nawet najlepsze seminarium niewiele zmieni w tej materii. W rezultacie takich mamy księży, jakie są nasze rodziny.
Musimy więc wszyscy uczyć się być konsekwentnymi i wiarygodnymi wychowawcami. W przeciwnym razie trudno będzie oczekiwać dobrych owoców.
Papież Paweł VI powiedział, że żyjemy w czasach „wspaniałych i strasznych”. To prawda. Dzisiaj są obecne wielkie nadzieje, lecz również wielkie ryzyko. Na to ryzyko jest wystawiona również współczesna polska rodzina. Z tego powodu sumienie nie powinno nigdy spać. Powinno zawsze czuwać i skłaniać do refleksji, do świadectwa.
Trzeba nam bronić chrześcijańskich wartości rodzinnych. Trzeba mówić, że wartości rodzinne są wartościami uniwersalnymi.
Niech ci, którzy na was patrzą, widzą wasze zmagania i ofiarę, budują własne nadzieje.
Dzisiaj jesteśmy nieustannie bombardowani kłamliwymi treściami, które przede wszystkim płyną ze środków masowego przekazu.
Ale nie wolno się poddawać.
Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do ewangelizacji.
I powinniśmy to czynić otwarcie, bez strachu. Z przekonaniem, że przekazując Ewangelię, możemy zanieść wszędzie wielki lek.
Lek, który może uzdrowić świat i nasze rodziny.
Zbyt wielu chrześcijan jest dzisiaj zakompleksionych i poddaje się groźbie milczenia i rezygnacji.
Boją się, że w pewnym sensie ewangelizacja może oznaczać rodzaj presji, pogwałcenie prywatności, brak szacunku w stosunku do innych.
Modne dziś jest słowo tolerancja, które nic nie oznacza, a służy jedynie do uśpienia sumień.
Czy można tolerować zło na świecie?
Wielu chrześcijan wstydzi się głosić Jezusa w obawie, aby nic nie narzucać innym i nie być narażonym na zarzut nietolerancji.
Spróbujmy sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby św. Paweł i inni apostołowie milczeli ze strachu przed tym, że się narzucają?
Rewolucyjne orędzie Ewangelii nigdy by się nie rozprzestrzeniło.
Na przykład nie mielibyśmy Matki Teresy z Kalkuty.
Nie mając jej, nie mielibyśmy również jej sióstr.
Bez jej sióstr, nie moglibyśmy czynić dobra dla tylu ludzi.
Wiem, że dziś nie jest łatwo nieść Ewangelię.
Jednak nie należy się zniechęcać.
Każda pustka niewypełniona Ewangelią z naszej winy, zostanie nieuchronnie zajęta przez nowe współczesne bóstwo. Pamiętajmy o tym.

Drodzy Państwo!
Mówiąc o dzisiejszej rodzinie, o niebezpieczeństwach jakie na nią czyhają, o jej roli i powołaniu, chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt związany z rodziną, myślę, że szczególnie ważny dla was nadzwyczajnych szafarzy Komunii św.
A mianowicie chcę mówić o roli rodziny w przygotowaniu i przeżywaniu liturgii.
Musimy pamiętać, że to właśnie do rodziny należy wychowanie dzieci do postaw, które warunkują należyte przeżywanie liturgii. Dzisiaj udział dzieci w liturgii Mszy św. przeżywa pewien kryzys, co może być także winą rodziny. Nie ma bowiem przygotowania dzieci do przeżywania liturgii, co w przyszłości może doprowadzić do tego, że jako dojrzały człowiek nie będzie on umiał zachować się w kościele lub odpowiednio przeżywać liturgii.
O jakich postawach jest mowa? Rodzina powinna wychowywać do działania we wspólnocie. Jeśli dziecko nie wyniesie z domu przekonania, że nie może być egoistyczne, to nie będzie potrafiło żyć we wspólnocie. Tak się dzieje, gdy dziecko stoi w centrum życia rodziny, gdy wszystko jest dla niego. Nie będzie ono potem potrafiło dzielić życia wspólnotowego, społecznego i religijnego. Nie będzie rozumiało potrzeby i sensu zgromadzenia liturgicznego, bo wszystko jest dla niego, kreci się wokół niego. Nie będzie rozumiało, na czym polega działanie we wspólnocie, bo ono tej wspólnoty w rodzinie nie przeżyło. Stąd potrzeba partnera, z którym dziecko musi się dzielić, liczyć. Wtedy ono uczy się działać we wspólnocie.
Po drugie: umiejętność powitania. Dziecko powinno wynieść z domu umiejętność wypowiadania słów powitania, gdy spotyka kogoś drugiego. Umiejętność prowa­dzenia dialogu: na pozdrowienie odpowiedzieć. W innym wypadku nie będzie rozumiało sensu dialogu liturgicznego: „Dlaczego na «Pan z wami» trzeba odpo­wiedzieć «I z duchem twoim»?” Następnie: umiejętność słuchania, gdy ktoś mówi. Dziecko powinno się nauczyć, że gdy ktoś starszy mówi, to ono musi przerwać zabawę czy bieganie po pokoju i słuchać, co się do niego mówi. Inaczej będzie robiło podobnie w kościele. Kolejny element: proszenie o przebaczenie. Jeżeli dziecko zrobi coś złego, to musi prosić o przebaczenie. Winno to wynieść z domu, bo inaczej nie zrozumie sakramentu pojednania. Gdy dziecku wszystko w domu wolno i za nic nie musi przepraszać czy ponosić pewnych kosztów, to dlaczego nagle ma przyjmować wobec Pana Boga postawę grzesznika i uważać, że zrobiło coś złego? W rodzinie rodzi się umiejętność wyczucia, co mi wolno, a co nie. Jeżeli zrobię coś złego, to muszę umieć się przyznać do tego i przeprosić. Oczywiście dziecko musi też widzieć, że rodzice się przepraszają. Wtedy dziecko ma dopiero pełną reakcję na dobro i zło. Następnie: wyrażanie wdzięczności. Jeżeli dziecko za nic nie musi dziękować, bo uważa, że wszystko jest obowiązkiem rodziców, że muszą mu to dostarczyć, że mu się to należy, to nie zrozumie Eucharystii. Eucharystia jest bowiem dziękczynieniem. Dziecko musi poczuwać się do wdzięczności, wtedy zrozumie, że należy dziękować Bogu, że chrześcijaństwo jest religią przede wszystkim wdzięczności. Są to wartości ogólnoludzkie, a nie tylko chrześcijańskie, które będą potrzebne w dalszym życiu.
Rodzina ma później obowiązek przygotowywania się do każdego spotkania liturgicznego w kościele parafialnym. Co powinna robić rodzina, aby się przygo­towała do niedzielnej Mszy świętej? W sobotnie popołudnie czy wieczór rodzina powinna zapoznać się z tekstami Pisma św., które będą czytane w najbliższą niedzielę: refleksja, rozważanie. Członkowie rodziny zupełnie inaczej słuchają tekstów na Mszy, gdy są one przemyślane, przemodlone. Jest to inny udział w liturgii Słowa. Słowa te nie są obce. Tak też powinno wyglądać przygotowanie do każdego następnego sakramentu: Pojednania, I Komunii św., Bierzmowania itp.

Rodzina katolicka według Soboru Watykańskiego II - za św. Janem Damasceń­skim - jest nazywana Kościołem domowym. Skoro jest ona Kościołem, to ma prawo również do własnej liturgii. Ważna jest więc także liturgia kościoła domowego. Żeby można było w ramach rodziny przeżywać liturgię domową, potrzebna jest przestrzeń sakralna. Tak jak Kościół parafialny potrzebuje miejsca do sprawowania liturgii i musi być umeblowany oraz posiadać pewne sprzęty liturgiczne, tak rodzina winna mieć podobne. Mieszkanie rodziny katolickiej powinno mieć elementy, które będą umożliwiały przeżywanie i prowadzenie życia religijnego.
Jakie zatem elementy liturgiczne powinny znajdować się w każdej w rodzinie chrześcijańskiej? Tak jak w kościele punktem centralnym jest ołtarz, który po Soborze stał się stołem, tak w domu jest stół, który jest miejscem wspólnych posiłków, które działają wspólnototwórczo. Wspólny posiłek cementuje. Rodzina, która się stołuje poza domem jest - w jakimś sensie - bardziej narażona na rozbicie. Stół jednoczy. Zatem wielka rola wspólnego stołu, który też ma się stać ołtarzem. Zwróćmy uwagę na np. wystrój stołu, menu w największe święta. Stół jest początkiem (Boże Narodzenie: po kolacji na Pasterkę) lub kontynuacją (Wielkanoc: po Rezurekcji na śniadanie uroczyste) spotkania przy stole eucharystycznym. W wielu zatem wypadkach wystrój stołu jest zgodny z rytmem roku liturgicznego. Można go odpowiednio reżyserować, co stanowi piękną harmonię między domem a kościołem. Ze stołem wiąże się też kwestia modlitwy. Ołtarz w kościele jest miejscem przewodniczenia modlitwy. Także rodzina katolicka powinna modlić się przy posiłkach. Początkowo rodzice, później można to scedować na dzieci.
Kolejny element to krzyż. W każdym miejscu, gdzie się chrześcijanie gromadzą powinien być krzyż. Może być on wyróżniony na fioletowo w czasie Wielkiego Postu. Pod nim może stać świeca zapalana w piątki. W Wielki Piątek ojciec rodziny może zrobić adorację krzyża domowego, którą trudno jest niekiedy zrobić dla wszystkich w kościele. Obrazy o charakterze reli­gijnym - oprócz innej tematyki - powinny także znaleźć się w domu katolickim. W literaturze - zwłaszcza anglosaskiej - mówi się nawet o tzw. ołtarzyku. Jest jakiś kącik w domu w formie ołtarzyka jako miejsce modlitwy dla dzieci. Kiedyś to była komoda w pokoju babci, gdzie był krzyż, książeczki z modlitwami, różaniec. Mogłoby to być w postaci tzw. Bożej telewizji - miejsce widoczne na co dzień.
Innym elementem jest paschał domowy. Świeca na stole podnosi rangę uroczystości. Podobnie świece o charakterze religijnym. I tak np. świeca chrzcielna, która towa­rzyszy chrześcijaninowi od chrztu do końca życia, zapalona po raz pierwszy od Paschału przy chrzcie spala się tak, jak spala się życie. Świeca na stole przypomina o obecności Chrystusa.
Innymi rzeczami są krzyżyk, dwa lichtarzyki potrzebne podczas kolędy czy wizyty u chorego; kropidło, woda święcona... Był kiedyś piękny zwyczaj, że przy drzwiach wejściowych wisiała mała kropielnica, która świadczyła o wartościach chrześcijańskich danej rodziny. Biblioteczka religijna powinna być tworzona od samego początku życia rodzinnego. Na pierwszym miejscu Pismo Święte, dalej katechizm, inne książki, czasopisma. I wreszcie religijne przedmioty osobiste: medalik, różaniec, książeczka do nabożeństwa. To wszystko powinno być w naszym domu i z tych rzeczy powinniśmy korzystać, powinny nam pomagać dobrze modlić się.
Moi drodzy, musimy pamiętać, że dla nas chrześcijan, najważniejsze to jest to, aby się zbawić. To jest fundamentalny cel życia człowieka na ziemi. Jeśli ktoś zakłada rodzinę, to ma się zbawić przez rodzinę. Rodzina ma więc prowadzić do Boga. Jakże więc ważna jest modlitwa, a zwłaszcza wspólna modlitwa w rodzinie.
Katolickie małżeństwa i rodziny powinny zdobyć się na praktykę wspólnej modlitwy. Matka Teresa z Kalkuty zapytana kiedyś, czego życzy przyszłym małżonkom, powiedziała jedno zdanie: "Żeby nauczyli się wspólnie modlić; rodzina, która się wspólnie modli nigdy się nie rozpadnie". W tym bowiem momencie, kiedy razem klękną do modlitwy, wszystkie problemy staną się mało ważne. Potwierdzają to ankiety. Papież Paweł VI w adhortacji "Marialis cultus" napisał: "Tylko ta rodzina ma prawo nazywać się chrześcijańską, która się wspólnie modli w domu". Modlitwa bowiem osobista jest obowiązkiem każdego chrześcijanina. Modlitwa zaś wspólna jest obowiązkiem rodziny chrześcijańskiej.
Widok rodziców, którzy klękają do modlitwy, składają ręce, żegnają się, pozostanie na zawsze w pamięci dziecka. To ma większe znaczenie niż kazanie księdza. Po latach wiele spraw dziecko zapomni, ale do końca swego życia nie zapomni widoku ojca, który klękał codziennie do modlitwy. Nie zapomni widoku matki, która choć tak utrudzona klęczała zawsze skupiona, wpatrzona w krzyż czy w obraz.
Znalazłem kiedyś świadectwo, które o swoich rodzicach dał znany twórca piosenek religijnych Duval, podkreślając znaczenie przykładu ojca i matki dla jego postawy religijnej.
Powiedział on:
“W naszej rodzinie wieczorem odmawiano wspólny pacierz. Do dziś porusza mnie wspomnienie postawy ojca.
Zmęczony całodzienna pracą
klękał po wieczerzy na podłodze,
opierał ręce na siedzeniu krzesła.
A ja sobie myślałem: mój ojciec, nieugięty, ten, który kieruje domem i nikogo się nie boi – on schyla głowę przed Panem Bogiem.
Bóg musi być wielki, jeżeli mój ojciec przed nim klęka.
Matka zaś siedziała z najmłodszym bratem.
Jej wargi poruszały się aż do skończenia pacierza.
A ja myślałem: Bóg jest wielki i Bóg jest dobry skoro można z Nim rozmawiać trzymając dziecko na rękach.
Ręce mojego ojca i wargi mojej matki nauczyły mnie więcej o Bogu niż wszystko inne.
I tak jest chyba ze wszystkim.
Postawa rodziców może uczynić znacznie więcej,
niż najmądrzejsze słowa”.

Drodzy Państwo!
Ojciec św. Jan Paweł II, w czasie swojego pobytu na Westerplatte, powiedział, że każdy naród, każda społeczność i każdy człowiek ma swoje Westerplatte, swoje podstawowe wartości, które musi rozwijać i których musi bronić, jeśli chce przetrwać. Wydaje się, że współczesnym Westerplatte dla polskiego i nie tylko polskiego społeczeństwa jest rodzina, są te wartości i te czynniki, które dobrą rodzinę stanowią, umacniają i rozwijają.
I naszym zadaniem jako chrześcijan jest bronić wartości rodzinnych, które są wartościami uniwersalnymi. Bronić, rozwijać i pielęgnować.
Nie liczmy na Ministerstwo Edukacji, ani na Ministerstwo Sprawiedliwości.
Liczmy na Boga i własną rodzinę.
Człowiek nie byłby wart tego, by zostać stworzony, jeżeli nie byłby zdolny, wraz z Bogiem, wziąć losu w swoje ręce.
Na tym polega sens, piękno i racja wolności:
wziąć swoją rodzinę we własne ręce i budować wspólną wieczność.
To my sami otwieramy lub zamykamy niebo.
Pamiętajmy o tym.
Ks. Marek

55683