Ks. Prałat Zdzisław Peszkowski
Treść
Ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Został wzięty do niewoli sowieckiej. Cudem uniknął śmierci. Potem z Armią Andersa przeszedł szlak wojenny. Dziś jest kapelanem Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie. To dzięki niemu nie ginie pamięć o męczeństwie naszych rodaków w Związku Sowieckim. Ułan i cud - Ks. Prałat Zdzisław Peszkowski
Kiedy po raz pierwszy zapukałem do mieszkania przy Dziekaniej 1 w Warszawie, wiedziałem, że idę do legendy polskiego harcerstwa i kapłaństwa. Bardzo wysoki, lekko przygarbiony, białowłosy kapłan przywitał mnie swojskim: “Czuwaj, hej, dobrze, że jesteś!”. Oczy, które widziały najstraszniejsze rzeczy były radosne i ufne, pełne ciekawości człowieka.
Piękny gabinet tonął w książkach, fotografiach, dokumentach, których prawdziwej wartości nie oszacują nawet wybitni historycy. Dzienniki Kozielskie, zapiski z Iraku, pamiętnik ze Stanów Zjednoczonych, kronika II wojny światowej, dzień po dniu spisywana. Nie piórem, ale sercem, zebranym na pustyni kwiatkiem, guzikiem z munduru ułana krechowieckiego.
Teraz życie na pustyni to niewątpliwie koszmar. Ratunkiem jest świadomość, że to trzeba przejść, że to nieodłączna całość naszej gehenny, że dopiero po przetrwaniu tego będzie rozkosz oddychania polskim powietrzem. – Pisał 10 maja 1943 roku, w 1347. dniu wojny młody oficer Peszkowski, a pod spodem wklejony fragment korespondencji Reutersa o trzecim maja w okupowanej stolicy.
W cieniu Hitlera i Stalina
Ale cofnijmy się o ćwierć wieku. Było lato, 23 sierpnia 1918 roku, ostatnie miesiące bez Rzeczpospolitej na mapie. W Sanoku Zygmuntowi Peszkowskiemu i Marii Peszkowskiej z Kudelskich rodzi się pierwszy z czterech synów Zdzisław. Gimnazjum i liceum kończy w mieście rodzinnym. Tam wstępuje do Sodalicji Mariańskiej i już na zawsze wiąże się z Matką Bożą, tam wstępuje do harcerstwa, któremu pozostaje wierny do dziś. Po maturze podejmuje studia i służbę w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu.
Dokładnie w dniu 21. urodzin ks. Peszkowskiego, dwa sąsiadujące z Polską mocarstwa, owładnięte szaleństwem totalitaryzmu, podpisują tajny pakt. Ksiądz prałat tak mówi o tamtym dniu: Byliśmy niezwykle ważni, skoro powstał zbrodniczy pakt Ribbentrop-Mołotow, czyli pakt Hitler-Stalin. Jak oni musieli się nas bać! Musieli się sprzysiąc przeciw Polsce. By dopiero po jej wykończeniu chwycić Europę za gardło swoją bandycką robotą. To daje bardzo dobre świadectwo Polsce, byliśmy jedynym problemem dla tych okropnych sił. Ten pakt daje nam “laurkę fantastyczną”.
Osiem dni później rozpoczyna się najokrutniejsza wojna. Podchorąży kawalerii Zdzisław Peszkowski bierze udział w kampanii wrześniowej. W drodze na Lwów 20. pułk ułanów z Rzeszowa otaczają bolszewicy. Wszyscy oficerowie trafiają do Kozielska. Patrzyli na ręce, jak nie były spracowane, wiedzieli żeś oficer – mówi. – Niektórzy wiali, ale od razu podjąłem decyzję, zostaję z ułanami, z moim dowódcą.
Kołchoz naukowy
W obozie spotkali się najlepsi z najlepszych, kwiat polskiej inteligencji. Sześć tysięcy żołnierzy, 560 znakomitych lekarzy wojskowych, profesorowie uniwersytetów. “Nie było chyba języka na świecie, w którym ktoś by nie mówił”. Choć nie wiadomo było, jak się to wszystko skończy, nikt się nie poddawał. Rozmawiano o przyczynach klęski i o tym jak Polskę budować po wojnie. To był czas wielkiej nadziei.
Tam przyszło mi do głowy, że to jest czas, kiedy trzeba zakuwać. Stworzyłem kołchoz naukowy, ale heca kołchoz naukowy! W sześciu żołnierzy poszliśmy do strażników: chcemy, powiedzieliśmy, najgorszą robotę, tzn. mycie podłóg. To było w nocy, więc mieliśmy cały dzień na naukę. Hasłem kołchozu było: “Co Polska dała światu”. Braliśmy profesora po profesorze. Wybitni uczeni cieszyli się, że mogą się z nami dzielić wiedzą. Ale z dnia na dzień nadzieja gasła.
Ważne było dla ks. Peszkowskiego, by pocieszać najsłabszych. Jedną z najtrudniejszych rzeczy dla nas było pisanie listów. Pamiętam jak przyszedł do mnie Stanisław i powiedział: – Nie wiem, jak napisać list do żony. Tak żeby był prawdziwy. Co ja mam jej napisać? Zosiu? Droga Zosiu? Kochana Zosiu? To wszystko nie tak... - mówił. Ja mu na to: – A jak do niej mówiłeś, jak byliście szczęśliwi, sami, tak po twojemu? – Zosiek – odpowiada. – To napisz Zosiek – radzę mu. – No, jak będę pisał: Najdroższy Zosiek? – zdziwił się. – Napisz, napisz i nic więcej. W tym będzie wszystko. I pisaliśmy, słowo po słowie, tak by każde niosło naszą tęsknotę, troskę o nich, miłość. To pisanie listów było bardzo trudne.
750 oficerów każdej nocy 5 marca 1940 roku Stalin wydał rozkaz, który stał się początkiem końca Kozielska, Ostaszkowa, Starobielska. W rozkazie można przeczytać: “Rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelanie. Sprawy rozpatrzeć bez wzywania aresztowanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia”. Ten wyrok był decyzją o ludobójstwie, to polecenie wymordowania 22 tysięcy Polaków, tylko dlatego, że byli Polakami i chcieli nimi pozostać.
Powiedzieli, że jest nas za dużo, że będą nas przenosić i jeśli ktoś ma rodzinę za granicą, to żeby dał adresy i oni spróbują się skontaktować. Z tygodnia na tydzień nasz obóz malał. Do moich zadań należało przybliżanie drutów kolczastych po kolejnych odjeżdżających transportach. Patrzyliśmy jak odjeżdżają… Przez ponad dwa miesiące, od 4 marca do połowy maja, każdej nocy 750 osób wsiadało do pociągów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. I każdej nocy 250 strzałów w tył głowy w Twerze, 250 w Charkowie i 250 w Smoleńsku-Katyniu. Każdej nocy przez dwa miesiące mordowano 750 Polaków i do dziś nikt tej zbrodni nie osądził, nie nazwał, nie uznał. Jechali na śmierć z nadzieją, że jadą do swoich.
W mogiłach katyńskich podczas ekshumacji w 1991 roku ksiądz Peszkowski, między przestrzelonymi czaszkami, fotografiami, mundurami swoich przyjaciół, znajdował także klucze do ich mieszkań, tragicznie niepotrzebne.
Ostatni transport
Dzień po dniu ubywało żołnierzy z obozu w Kozielsku. Gdzie oni teraz są? Nikt nie wiedział. Kiedy zostało ich jedynie 250, ostatnia noc pracy oprawców, ostatni transport na rozstrzelanie, wówczas dokonał się cud.
Z niewiadomych powodów ostatni transport nie zatrzymał się na miejscu kaźni w Katyniu.
250 żołnierzy, w tym podchorąży ułanów Zdzisław Peszkowski, pojechało dalej, przez Rosję do Iranu, Palestyny, dalej do Iraku. Tu na irackiej pustyni rozpoczyna się nowy etap życia. Etap wiedzy.
15 kwietnia 1943 radio Nowy Jork podaje prawdę o zamordowanych w Rosji żołnierzach. Dzień później Zdzisław Peszkowski i 8 innych oficerów uratowanych z sowieckiej niewoli żegnało swych przyjaciół. Zapiski Irackie podchorążego Peszkowskiego krótko relacjonują ten czas: Zebraliśmy się. Pustynia Iracka usłyszała naszą modlitwę i płacz. Boże, daj im niebo!
Prawda i przebaczenie W Wielkim Tygodniu 2005 roku, 65 lat po Golgocie Wschodu, w Sejmie III Rzeczpospolitej, kapelan rodzin katyńskich i pomordowanych na Wschodzie, ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski powiedział miedzy innymi: Rafał J. Porzeziński
Przedziwna jest pamięć i ból Katynia. Tak długo na tę prawdę czekaliśmy. Ale jak z nią teraz dalej żyć? Przecież to prawda o potwornej zbrodni, więcej, o jakimś szatańskim opętaniu komunistycznej ideologii. Prawda, która tak strasznie rani, zawstydza. Już wiemy, że nie można tej prawdy zakryć, ominąć, przemilczeć. Ja, więzień Kozielska, niosący pamięć i ból o was wszystkich, moi zamordowani Bracia, w imię Boga – przebaczam! Jako świadek proszę tylko o prawdę, pamięć i sprawiedliwość!
Kim jest dziś świadek z Kozielska? Złamanym przez komunizm 87-letnim schorowanym księdzem? Nie. Kto raz spojrzał w te oczy wie, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym; profesorem pamięci, ułanem krechowieckim, harcerzem z powołania, prawdziwym rycerzem Maryi, przyjacielem największych naszego Kościoła. I dziś nadal, jak przed laty, ksiądz nie stosuje taryfy ulgowej dla chamstwa, dla bylejakości, dla lenistwa i arogancji. Stawia sobie i innym wysoko poprzeczkę. Kiedy wychodzę od księdza prałata, czuję się lepszy, obdarowany światłem prawdziwej odwagi.
źródło: Dobry Magazyn nr 3 (20)/2005