O poprawną argumentację w sprawie oceny antykoncepcji
Treść
W aktualnym sporze dotyczącym oceny antykoncepcji część jego uczestników popełnia rozmaitego typu błędy w argumentacji etycznej. Te błędy trapią nieraz obydwie strony tego sporu: zarówno przeciwników, jak i zwolenników antykoncepcji. W rozstrzyganiu tego problemu jesteśmy dzisiaj w tej sprawie w sytuacji wręcz komfortowej, bo w osobie Jana Pawła II otrzymaliśmy zawodowego etyka konfrontującego klasyczne myślenie etyczne z jego nowożytną i współczesną odmianą, co nieczęsto się zdarza w świecie etyków. Po drugie akurat ten autor - jeszcze jako Karol Wojtyła - szczególnie wiele uwagi poświęcił właśnie etycznym aspektom zagadnienia antykoncepcji, stąd też trudno dzisiaj o znalezienie lepszego przewodnika, który pomoże nam wskazać, jakie elementarne błędy w argumentacji etycznej popełnia się w sporze na temat oceny antykoncepcji.
Ocena moralna a etologiczne fakty
Pierwszy z tych błędów polega na wyprowadzaniu oceny moralnej antykoncepcji z panującego dzisiaj obyczaju czy też - innymi słowy - redukcji oceny moralnej antykoncepcji do sądu o rozpowszechnionych przekonaniach moralnych badanych przez naukę, którą nazywa się etologią.
Omawianą redukcję ocen moralnych do sądów etologicznych możemy na przykład dostrzec w podręczniku szkolnym "Wychowanie do życia w rodzinie" (Z. Lew-Starowicz, K. Szczerbo). Opiera się tu formułowane oceny rozmaitych zachowań seksualnych człowieka, w tym i stosowanie antykoncepcji, na twierdzeniach etologicznych rejestrujących przekonania i praktyki seksualne. Nie zauważa się zatem elementarnego faktu, iż badania socjologiczne życia seksualnego ludzi rejestrują jedynie ludzką praktykę i ludzkie przekonania, a nie pozwolą nigdy na rozeznanie, jakie powinny być owe przekonania i obyczaje. Nie widać zatem żadnych powodów, aby w wychowaniu seksualnym bazować na seksuologii społecznej (jako gałęzi socjologii). Zapoznanie się wszak z obyczajami na przykład wojennymi łowców głów z Nowej Gwinei niczego jeszcze nie mówi na temat tego, jak powinno się prowadzić tzw. wojnę sprawiedliwą. Tymczasem - jak wskazywał w epoce oświecenia Dawid Hume - ze zdań "tak się postępuje" nie wynikają w sposób logiczny zdania "tak powinno się postępować".
Wskazana redukcja oceny moralnej praktyk antykoncepcyjnych do sądu etologicznego znajduje swoją promocję także wśród niektórych współczesnych teologów moralistów. I tak np. o. Bernard Häring twierdzi, że dla sformułowania oceny moralnej antykoncepcji wystarczy badanie opinii publicznej, a zdaniem o. Karla Rahnera TJ właściwe rozwiązanie tej kwestii w Kościele katolickim winno iść za poglądami większości teologów.
Oparcie ocen etycznych na sądach etologicznych stanowi sam rdzeń nowożytnego myślenia, które - zdaniem Karola Wojtyły - znajduje się w tej epoce "może bardziej niż inne dyscypliny - w pozycji rozszczepienia". Koniec końców autorowi chodzi o to, że na gruncie nowożytnych założeń filozoficznych etyka jako teoria realnego dobra moralnego jest niemożliwa lub też sprowadza się ją (w dwojaki sposób) do etologii, czyli teorii ludzkich przekonań na temat dobra i zła moralnego. Z tymi też przekonaniami - a nie z obiektywną rzeczywistością - postuluje się w etyce nowożytnej uzgadniać podejmowane działania, również erotyczne. Ocena moralna antykoncepcji sprowadzałaby się zatem do oceny zgodności tego czynu z tymi właśnie przekonaniami. W ten jednak sposób zaciera się specyfikę dobra i zła moralnego, które nie redukują się do faktów etologicznych badanych czy to przez psychologię, czy socjologię. Czym innym jest realne dobro i zło moralne, wiążące się z realną istotą człowieka, a czym innym są ludzkie przekonania i praktyki moralne.
Widzimy zatem zastanawiającą zbieżność rozpowszechnionego dzisiaj postulowania nadążania za panującymi obyczajami w sprawie antykoncepcji a nowożytnym programem etycznym redukowalnym koniec końców do zobowiązania uzgadniania własnego działania z "panującym prawem i obyczajem" (Kartezjusz). Wtedy też już nie stawia się pytania o zgodność ocenianych postaw z jakąś realną ludzką "naturą". Dla Karola Wojtyły natomiast pierwsze w ocenie moralnej antykoncepcji jest pytanie, czy działanie to respektuje realną istotę człowieka jako bytu rozumnego, wolnego, cielesnego i "komunijnego" ("społecznego"). Zdaniem Wojtyły, nie respektuje jako manipulacja właśnie człowieczeństwem człowieka, a zatem działanie poniżej tego, co szacowna tradycja nazywa miłością osoby niebędącej niczym innym tylko "odpowiedzią" na to, kim jest w swojej istocie osoba ludzka. Wprawdzie niektórzy przedstawiciele nowożytnej etyki negatywnie oceniali antykoncepcję (np. J.J. Rousseau, D. Diderot, I. Kant, Z. Freud), to jednak z pewnością na gruncie zakładanej przez siebie koncepcji etyki, w rozmaity sposób sprowadzającej ocenę moralną do stwierdzenia faktów etologicznych, przygotowali drogę temu "najgroźniejszemu niebezpieczeństwu" w myśleniu na temat antykoncepcji, którym jest według Karola Wojtyły "wyprowadzenie tego problemu z orbity etyki".
Ocena moralna a ocena higieniczna
Inną postacią niepoprawnego myślenia w sprawie antykoncepcji jest sprowadzenie oceny moralnej tego czynu do oceny tylko higienicznej. Ocena higieniczna oparta jest na kalkulacji skutków zdrowotnych czynu. Jeśli służy on zdrowiu, to tym samym miałby być czynem moralnie dobrym. Jeśli nie służy zdrowiu, to eo ipso jest to czyn moralnie zły. W tym myśleniu wartość zdrowia jest uznana za kryterium moralnej oceny, co np. widzimy w prowadzonej niekiedy praktyce pedagogicznej wedle zasady "Jasiu, nie bij Kasi, bo się spocisz!".
Tą samą logiką argumentacyjną posługują się niekiedy zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy stosowania antykoncepcji. Na przykład propaganda na rzecz stosowania prezerwatyw niejednokrotnie wskazuje tylko na jakby pozytywne skutki zdrowotne tych środków, czyli zabezpieczenie przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. Pomijając sprawę nieskuteczności prezerwatyw, łatwo pokazać, że to kryterium moralnej oceny nie jest wystarczające. Nawet jeśli szczególnie przysłuży się naszemu zdrowiu, np. wycięcie sąsiadowi zdrowych nerek, to takiego ratowania naszego zdrowia z pewnością nie uznamy za moralnie pozytywne. Działania zaś lekarza ratującego chorych, ale narażającego go na szkody zdrowotne, z pewnością z tego powodu nie uznamy za moralnie negatywne. Zdrowie bowiem jest tylko jedną z wartości w polu naszego działania, a nie jest wartością jedyną czy też najwyższą. Stąd też ocena moralna aktu seksualnego przetworzonego antykoncepcyjnie nie może poprzestać na ustaleniu jego skutków zdrowotnych. Skoro w akcie tym adresatem i sprawcą działania jest osoba ludzka, to konieczne jest określenie, czy owa osoba ludzka w swojej nieinstrumentalnej wartości zostaje uszanowana.
Nie wystarczy zatem dla oceny moralnej antykoncepcji wskazywać na jej negatywne skutki zdrowotne i z tego powodu - jako "nieekologicznych" - odróżniać je od naturalnego planowania rodziny (NPR) jako już nieszkodliwych dla zdrowia, czyli "ekologicznych".
Redukcja oceny moralnej do oceny prakseologicznej
Innym niepoprawnym rozumowaniem w sporze o antykoncepcję jest zastąpienie jej moralnej oceny tylko prakseologiczną, którą zajmuje się teoria sprawnego działania (prakseologia). Wielokrotnie bowiem ocenia się antykoncepcję jedynie z punktu widzenia jej skuteczności dla osiągnięcia jakiegoś zamierzonego (pozytywnego) celu, jak np. kontrola liczebności rodziny, uniknięcie przeludnienia czy "zabezpieczenie się" przed HIV. Zacierać się w ten sposób musi istotna różnica pomiędzy antykoncepcja a NPR, bo efekt obydwu jest ten sam: niezajście poczęcia. Sam zatem "efekt" działania decydowałby o jego wartości, a nieważna byłaby ocena wybranych środków do osiągnięcia tego celu jakąś inną miarą niż tylko ich skuteczność w osiągnięciu celu. Tymczasem środek skuteczny dla osiągnięcia jakiegoś celu nie jest tym samym środkiem pozytywnym moralnie. Nie można zatem dla etycznej kwalifikacji działania mającego na celu pozbawienie płodności aktu małżeńskiego zadowolić się stwierdzeniem samej tylko skuteczności - mniejszej czy większej - środków antykoncepcyjnych wobec jakieś godziwego celu.
Redukcja dobra moralnego do dobra przyjemnego
Częstym błędem myślowym w interesującym nas tu sporze jest zastępowanie oceny moralnej antykoncepcji oceną w świetle tego dobra, którym jest przyjemność. Zwolennicy antykoncepcji nieraz uważają za oczywiste, iż wystarczającym powodem słuszności jej stosowania jest wyzwolenie tą drogą przyjemności seksualnej, gdy tymczasem stosowanie NPR miałoby być uciążliwe i pozbawiać małżonków należnych im przyjemności. Zwłaszcza uderzałoby to w kobiety, które jakoby najwięcej pragną współżycia właśnie w okresie płodności. Ale w tym samym tonie przemawiają nieraz i przeciwnicy antykoncepcji, obiecując dopiero po stosowaniu NPR interesujących przyjemności, tak jak lepiej smakuje wielkanocne śniadanie po czterdziestodniowym poście.
Karol Wojtyła szczególnie wiele uwagi poświęcił analizie tego szeroko rozpowszechnionego błędnego etycznego rozumowania, ponieważ począwszy od starożytności, regularnie powraca ta tradycja "etyczna", którą nazywamy hedonizmem etycznym przyjmującym w nowożytności nazwę utylitaryzmu etycznego. Redukcję dobra moralnego do dobra przyjemnego hedoniści zazwyczaj uważają za oczywistość doświadczenia, gdy tymczasem - jak to również wskazuje Wojtyła - właśnie fakty doświadczenia wskazują nieraz na rozbieżność tego, co moralnie dobre, i tego, co przyjemne. To samo doświadczenie moralne wyklucza w jakiejkolwiek sytuacji tylko instrumentalne traktowanie człowieka, a zatem także do tego celu, którym jest przyjemność. Oprócz tego hedonizm zakłada błędną koncepcję człowieka. Na gruncie hedonizmu ulega zakwestionowaniu rozumność i wolność człowieka, bo to zmysły mają wyznaczać kierunek działania, a nie rozum. Temu pociągowi ze strony zmysłów człowiek winien się poddać, tak jakby nie był wyposażony w wolną wolę.
Nie zatem przyjemność seksualna - jako dobro tylko subiektywne i aktualne - może określać wartość działania seksualnego, ale respektowanie obiektywnych wartości wchodzących w rachubę w tym akcie. Pierwszą z tych wartości jest nieinstrumentalna i ponadrzeczowa wartość człowieka, z racji której nigdy nie można traktować go jako tylko środek do celu.
Eliminacja oceny moralnej z racji "przymusu ciała"
Innym fałszywym tropem, którym niekiedy idą obrońcy antykoncepcji, jest kwestionowanie możliwości kierowania swoim postępowaniem w sferze seksualnej. Niektórzy twierdzą, że większość małżonków nie jest w stanie zrozumieć moralnego zakazu antykoncepcji, co zwalnia ich z obowiązku respektowania go. Jeszcze inni twierdzą, iż okresowa rezygnacja ze współżycia małżeńskiego jest niemożliwa do urzeczywistnienia przez wszystkich, większość czy też niektórych małżonków. Antykoncepcja uwalniałaby w takiej sytuacji od stawiania sobie fikcyjnych - bo niewykonalnych - imperatywów moralnych. Zdaniem na przykład pewnej pani teolog (wypowiadającej się na ten temat w "Znaku") spowiednicy nękający swoje penitentki wymogiem niesięgania po antykoncepcję widać nie orientują się w męskiej naturze. Jakoby nie wiedzą, że żona musi się bronić przed mężem za pomocą właśnie antykoncepcji. Przypuszcza się zatem, że mężczyzna "musi" - pewnie zaraz po pracy, po zjedzeniu obiadu - gwałcić swoją żonę. Dlatego antykoncepcja byłaby działaniem poza dobrem i złem lub też usprawiedliwioną obroną przed agresją.
Uznanie sfery seksualnej za pole konieczności, a nie wolności, a więc i wyłączenie wolności z obrębu realizacji miłości seksualnej jest niekiedy konsekwencją zakładanego ogólnego determinizmu, który często jest obecny w naszej epoce. Ten determinizm został w rozmaity sposób zasymilowany przez nowożytną etykę i typowe dla niej stanowiska broniące antykoncepcji. Niektórzy regularnie odwołują się do nauk szczegółowych w celu uzasadnienia tezy, iż wolność człowieka - zwłaszcza w dziedzinie seksualnej - jest właściwie niemożliwa lub też bardzo poważnie ograniczona. Znajdować ma się bowiem on w sieci rozmaitych biologicznych, psychologicznych i kulturowo-społecznych uwarunkowań. Karol Wojtyła wielokrotnie jednak wskazywał, że zagadnienie wolności człowieka znajduje się poza kompetencjami nauk szczegółowych, bo jest to zagadnienie filozoficzne. Zakwestionowanie wolności człowieka w dziedzinie seksualnej oznaczałoby również zakwestionowanie ludzkiego poziomu relacji erotycznych, a fakty wskazują, że człowiek może ten ludzki poziom tutaj osiągać.
Problem błędu biologizmu
I wreszcie Karol Wojtyła wielokrotnie ostrzegał uczestników debaty na temat antykoncepcji przed popełnianiem błędu "biologizmu" polegającego na redukcji tego, co osobowe, do faktów tylko przyrodniczych. Taki osobowy charakter ma ludzka płciowość wraz z jej możliwością rodzicielską. Skoro tylko tą drogą zaczyna istnieć jedyna i niepowtarzalna ludzka osoba, to owa możliwość jest faktem osobowym, a nie tylko przyrodniczym. Sam zresztą fenomen wstydu seksualnego w sposób naoczny ujawnia osobowy sens ludzkiej seksualności, skoro wstydząc się, staramy się zabezpieczyć to, co osobowe, przed nieosobowym sposobem traktowania. Wszelka zatem antykoncepcyjna manipulacja z możliwością prokreacyjną oznacza ingerencję w fakty osobowe. Z tego też powodu trzeba tutaj zachować osobowy poziom, czyli poziom istoty rozumnej i wolnej. Antykoncepcja tego poziomu nie może sięgać. Podobnie np. łopatą bez żadnych skrupułów można meliorować łąkę, ale nie można w ten sposób odnosić się do faktów osobowych. Swoisty przedmiot wyznacza odpowiednią dla niego metodę, czyli sposób działania. Antykoncepcyjna metoda odnoszenia się do ludzkiej płciowości wyklucza jednak właściwą wobec osobowych faktów metodę, którą jest samostanowienie.
Kiedy zatem zapraszamy do szkoły lekarzy w roli specjalistów od miłości, którzy młodzieży wyjaśnią dobrodziejstwo stosowania "naturalnych metod", możemy już tym samym stworzyć niepożądane wrażenie, iż sprawa dotyczy faktów z obrębu organizmu człowieka, odnośnie do których lekarz - według współczesnego mniemania - jest najpierw specjalistą.
Znów łatwo pokazać, że redukcja osobowego poziomu ludzkiej płciowości do faktów przyrodniczych - i przypisywanie medycynie kompetencji odnośnie do miłości erotycznej - to owoc nowożytnej redukcji naukowego poznania do tej jego formy, którą znajdujemy w naukach szczegółowych.
"Tolle et lege", "bierz i czytaj" - takie wezwanie do potrzebnej mu lektury usłyszał św. Augustyn na progu swojego nawrócenia. Dzieło naukowe Karola Wojtyły oraz nauczanie Jana Pawła II już zamknięte. Czas je zatem nam otworzyć, byśmy wciąż intelektualnie nie potykali się na subtelnej kwestii oceny antykoncepcji.
Marek Czachorowski
Nasz Dziennik