Jan Paweł II patronem młodzieży
Treść
Z Jego Ekscelencją księdzem biskupem Markiem Jędraszewskim, delegatem Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Akademickiego rozmawia Sławomir Jagodziński z Naszego Dziennika
Przeżywamy drugą rocznicę narodzin dla nieba Sługi Bożego Jana Pawła II. Czuwanie młodych na placu św. Piotra przy konającym Papieżu nazwane zostało nieformalnymi światowymi dniami młodzieży. Jak dziś wspomina Ksiądz Biskup tamte dni i postawę młodzieży?
- To, co się działo 2 lata temu, zarówno na placu Świętego Piotra, ale przecież także na różnych areopagach współczesnego świata, było czymś wielkim i przejmującym. Chwile przejścia Jana Pawła II do Domu Ojca poruszyły nie tylko ludzi, dla których Ojciec Święty był zawsze kimś bardzo bliskim i drogim, ale także tych, dla których ta postać była z różnych powodów daleka. Młodzi ludzie w sposób szczególny pokazali, jak bardzo Ojciec Święty był im drogi. Dla nich był on naprawdę ojcem. Dlatego to, co się stało dwa lata temu, kiedy odchodził, a zwłaszcza to, co się stało wtedy, kiedy wybiła godz. 21.37, młodzi odebrali jak śmierć ich ojca. Stąd taki wielki smutek, żal i płacz, którego się przecież nie wstydzili.
To wszystko stało się potwierdzeniem jeszcze jednego fenomenu, który można było obserwować w czasie kolejnych Światowych Dni Młodzieży. Chodzi o odpowiedź na pytanie, które w ostatnich szczególnie latach życia Jana Pawła II wszyscy sobie stawialiśmy: "Jak to możliwe, że Ojciec Święty, będąc coraz bardziej chory, z coraz większą trudnością poruszając się i przemawiając, przygarnia jednocześnie do siebie coraz więcej młodych?". To pytanie było jak najbardziej realistyczne i mogło znajdować tylko jedną odpowiedź: On był dla nich ojcem. Wiedzieli, że On ich kocha. Choć stawiał bardzo wysoko poprzeczkę wymagań, zwłaszcza moralnych, to jednak zdawali sobie sprawę z tego, że czyni to przede wszystkim dla ich dobra, dla dobra świata i Kościoła. Oni czuli, że w tych wymaganiach nie było żadnego fałszu, lecz że stanowiły one przejaw Jego autentycznej ojcowskiej dobroci i zatroskania o ich przyszłość. Tutaj zapewne tkwi geneza tej spontanicznej reakcji młodych, kiedy już od 1 kwietnia 2005 r. przybywali na plac św. Piotra, aby towarzyszyć konającemu Papieżowi. A potem, gdy Ojciec Święty już odszedł z tego świata, modlili się w kościołach i na placach aż do pogrzebu. Widzieliśmy to tak dobrze w całej Polsce: wielka zaduma i płacz, ale także modlitwa i szukanie dla siebie nowego miejsca. Refleksja nad tym, że musimy na serio wziąć to, czego uczył nas Papież. On tak bardzo liczył na młodych, a teraz przyszła kolej na nich, aby realizowali cywilizację miłości, do której nieustannie wzywał.
"Szukałem was, a teraz wy przyszliście do mnie i za to wam dziękuję" - powiedział Ojciec Święty do młodych kilka godzin przed odejściem do Domu Ojca. Na czym polegało to "szukanie" młodych przez Ojca Świętego podczas niemal 27 lat pontyfikatu?
- Rzeczywiście Ojciec Święty szukał młodych od samego początku, od Mszy inaugurującej pontyfikat 22 października 1978 roku. Wtedy właśnie, po zakończeniu uroczystości, na placu św. Piotra, gdy inni się rozeszli, została młodzież. Byłem tam wówczas i przeżywałem to osobiście. Gdy na trzecim piętrze pałacu apostolskiego otworzyły się okna, ukazał się Papież i zaczął do nas przemawiać, radość była ogromna. Wówczas po raz pierwszy powiedział do młodych: "Jesteście moją nadzieją, jesteście nadzieją Kościoła". Jak wiemy, później Papież powtarzał te słowa w różnych miejscach całego świata. W czasie swych pielgrzymek z młodymi zawsze pragnął się spotykać. On rzeczywiście ich szukał.
Młodzi byli jakby rozproszeni, niezauważeni, a często też dalecy od Kościoła. On ich szukał bardzo często tam, gdzie to wydawało się najtrudniejsze. Przypomnę tu choćby Światowe Dni Młodzieży w Paryżu, który uchodzi za stolicę laickiej Europy. Wszyscy, łącznie z francuskimi biskupami mówili, że spotkanie z Papieżem nie może się udać. Tym bardziej, że to był przecież sierpień, młodzież na wakacjach. A doszło do tego, że liczba młodzieży obecnej w Paryżu zaskoczyła wszystkich. Podobnie było w czasie Światowych Dni Młodzieży w Rzymie w Roku Jubileuszowym 2000. Młodzi, aby przybyć na sierpniowe spotkanie z Ojcem Świętym, opuszczali miejsca, gdzie spędzali wakacje nad morzem czy w górach, przerywali turystyczne wyjazdy.
Jan Paweł II szukał młodych i w tym szukaniu był niestrudzony. Pamiętamy, jak się ożywiał, gdy spotykał się z młodzieżą. Wydawało się, że wówczas mijało Jego zmęczenie, znikały dolegliwości, choroba schodziła na dalszy plan. Młodzi rzeczywiście dodawali Mu sił. To była jakaś przedziwna wymiana duchowych energii między Nim - prawdziwym ojcem, a młodymi - Jego umiłowanymi dziećmi. Przychodzili Go słuchać, i na miarę swoich sił starali się iść wiernie za Nim. A to, że przybyli w ostatnich godzinach życia Jana Pawła II do Rzymu, jest tego potwierdzeniem.
Papież nigdy nie bał się iść do młodych i ich trudnego czasem świata, w którym żyli. I stał się cud: oni do Niego się garnęli i słuchali Go. Ale tu trzeba podkreślić coś bardzo ważnego. Ojciec Święty zawsze mówił młodym ludziom, że najważniejszy jest Chrystus. On, Namiestnik Chrystusowy, w kluczowych momentach spotkań usuwał się w cień i mówił: Chrystus zawiera w sobie całą prawdę o człowieku, o waszym człowieczeństwie - naśladujcie Go więc w swoim życiu, uczcie się Go, idźcie za Nim. Tylko na tej drodze będziecie szczęśliwi, także świat dzięki wam będzie lepszy.
To wszystko jakby się wypełniło w momencie, kiedy Papież odchodził do Domu Ojca. Potwierdziło się to, czego byliśmy świadkami przez długie lata - że "szukał młodych". A gdy dowiedział się o rzeszy młodzieży przybyłej do Watykanu, podziękował za ich obecność. Trzeba jeszcze na jedno zwrócić uwagę. W ostatnich swych dniach Jan Paweł II pokazał młodym, ale nie tylko im, jak należy odchodzić z tego świata, aby się spotkać z Chrystusem. To była wielka i cenna lekcja wiary w życie po śmierci, w życie w Domu Ojca i w życie w pełni szczęścia.
Kiedyś, po spotkaniu Ojca Świętego Jana Pawła II z młodzieżą w czasie pielgrzymki na Ukrainę, jeden sędziwy ksiądz powiedział mi: ten Papież zostanie kiedyś patronem młodzieży. Te słowa często sobie przypominam. 2 kwietnia zakończy się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Papieża Polaka. Jak ufamy, niebawem będziemy mogli go czcić jako błogosławionego i świętego. Na ile możliwe jest, aby Jan Paweł II został ogłoszony przez Kościół patronem młodzieży, bo tego, że błogosławi umiłowanym młodym z Domu Ojca, możemy być chyba już pewni?
- Jan Paweł II patronem młodzieży - to bardzo ciekawe stwierdzenie. Bardzo bym tego chciał i być może tak się stanie. Przecież On tak bardzo chciał być z młodymi i dla młodych. Przez 27 lat pontyfikatu był dla nich prawdziwym ojcem. Głęboko wierzmy, że jest takim ojcem także teraz w niebie i wstawia się do Boga za tą umiłowaną przez siebie młodzieżą. Ta Jego szczególna relacja do młodych teraz nabrała jedynego w swoim rodzaju wymiaru - Niebiańskiego Jeruzalem. Jestem pewien, że Dobry Bóg takiego orędownika będzie szczególnie wysłuchiwał, stąd też myśl o Janie Pawle II jako patronie młodzieży może bardzo szybko się upowszechnić. Oczywiście, taki postulat powinien wyjść od samych młodych. Może podobnie jak w dzień pogrzebu Jana Pawła II, gdy na placu św. Piotra młodzi wystąpili z jednym, jakżeż przejmującym wołaniem "Santo subito" - święty natychmiast, święty od razu?
Kluczowe znaczenie dla "programu życia" młodego człowieka zawsze mają takie wartości jak wolność i miłość. Ojciec Święty tak często bronił prawdy o nich. Wierność papieskiemu dziedzictwu to chyba także walka z fałszywymi ideologiami, które zakłamują te kluczowe wartości?
- To, co się dzisiaj dzieje w świecie, jest wielką próbą zakłamania prawdy o wolności i miłości. Jest to brutalna kradzież dobra, które się człowiekowi należy. Kiedyś pisałem, że jest coś takiego jak "kłamstwo kłamstw", czyli fundament wszelkiego kłamstwa. Tym "kłamstwem kłamstw" jest to, że mówi się nieprawdę właśnie o wolności i o miłości. W tym miejscu zaczynają się wszelkie nieszczęścia człowieka. Proszę zwrócić uwagę, że początek tego znajdziemy już opisie kuszenia naszych prarodziców w raju. Kłamstwo szatana było kłamstwem mówiącym o tym, że Bóg nie jest miłością i chce ograniczyć ludziom wolność. Pierwsi rodzice uwierzyli w to kłamstwo. Tak zaczęła się ich - i nie tylko ich - tragedia. Dzisiaj to nieszczęście przybiera kształt ideologii, które są niezwykle ekspansywne. Brutalnie wchodzą w naszą rzeczywistość, szczególnie w rzeczywistość duchową młodych ludzi, która się dopiero kształtuje. Młodego człowieka, którego wnętrze jest często emocjonalnie rozchwiane, łatwo jest zarazić jakąś kłamliwą wizją życia.
Ta sytuacja jest niezmiernie groźna dla młodego pokolenia. Niewątpliwie, jeśli chcemy być wierni nauczaniu Ojca Świętego, zwłaszcza jeśli chodzi o młodzież, to nasz wysiłek musi iść w pierwszym rzędzie w kierunku obrony prawdy o tym, czym jest autentyczna wolność. Nikt jej nie zrozumie bez odpowiedzialności za siebie, za drugiego człowieka i wobec Boga. To samo dotyczy autentycznej miłości, która zawsze łączy się z bezinteresownością, z ofiarą, niekiedy domagającą się od nas nawet heroizmu. Tylko dzięki takiej miłości możemy wzrastać. Takiej miłości nauczył nas Pan Jezus, dźwigając swój krzyż dla nas i za nas. Taka jest prawda o miłości, którą na przekór temu światu zawsze musimy głosić. Jan Paweł II wielokrotnie wskazywał na Chrystusa jako na znak sprzeciwu dla współczesnego świata. Ten znak sprzeciwu przejawia się w kształcie miłości, którą Pan Jezus ukazywał światu, i w kształcie wolności, którą objawiał i poprzez którą chciał nas prawdziwie wyzwolić. Musimy być temu wierni, bo to w istocie wierność samej Ewangelii.
Tradycję spotkań z młodymi i Światowych Dni Młodzieży podjął z radością i kontynuuje następca Jana Pawła II - Benedykt XVI. W orędziu na obchodzony w tym roku XXII Światowy Dzień Młodzieży również zwrócił uwagę na miłość... Pyta wprost: Czy można kochać?...
- Benedykt XVI niewątpliwie kontynuuje nauczanie Jana Pawła II. Świadczy o tym choćby encyklika "Deus caritas est" - Bóg jest miłością. Papieskie orędzie na tegoroczny Światowy Dzień Młodzieży nosi tytuł "Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem". Jest to rzeczywiście bardzo konkretne przesłanie do młodych. Ojciec Święty pyta na wstępie, czy miłość jest możliwa? Musimy sobie przecież zdawać sprawę z tego, że młodzież, ulegając fałszywym obrazom miłości, doświadcza często silnego poranienia. Może to prowadzić do groźnej postawy cynizmu i zwątpienia w to, że prawdziwa miłość w ogóle istnieje. A zwątpienie w miłość i postawa cynizmu to już jest niemal śmierć duchowa człowieka. Te zagadnienia podejmuje w swym przesłaniu do młodych Benedykt XVI. Stara się przekazać młodym ludziom, na czym polega chrześcijańskie przesłanie miłości. Wskazuje na trzy podstawowe elementy: po pierwsze, że Bóg w Trójcy Jedyny jest źródłem miłości, po drugie, że ta miłość, która jest w Bogu, objawiła się światu w osobie Jezusa Chrystusa. Chrystus z miłości oddaje za nas swoje życie. Poprzez Jego krzyż uczymy się miłości ofiarnej, heroicznej, bezinteresownej, zatroskanej o tych, którzy są słabi i bezradni. Po trzecie, mamy miłować bliźniego, tak jak Pan Jezus. To znaczy nie miłować tylko drugiego jak siebie samego. Mamy miłować drugiego, tak jak nasz Pan, czyli miłować wszystkich, bez różnicy, także nieprzyjaciół. Za nich mamy się modlić, cierpieć, uznawać ich jako dzieci i przyczyniać się w ten sposób do przemiany ich serc. Ta nauka Benedykta XVI jest jednocześnie kontynuacją tego wszystkiego, czego uczył nas jego wielki poprzednik - Jan Paweł II.
Duszpasterze młodzieży podkreślają często, że w pracy z młodymi ważne jest, aby nie pozostawać jedynie na etapie entuzjazmu, emocji... Zdolność odpowiedzialnego przejścia od "czasu świętowania", takiego jak np. Światowe Dni Młodzieży, do prozy codzienności, jest chyba kluczową w formacji młodzieży?
- Przede wszystkim trzeba podkreślić, że autentyczne świętowanie w moim rozumieniu to nie tylko entuzjazm, to coś więcej. Jest to głębokie zrozumienie tego, czym są konkretne dni świąteczne i dlaczego je uroczyście przeżywamy. To dotyczy wszystkich świąt roku liturgicznego, ale też takich wydarzeń jak np. Światowe Dni Młodzieży. Jeśli święto jest przeżywane w całej jego prawdzie i głębi, nie tylko na poziomie wzruszenia, emocji, to wtedy o wiele łatwiej przejść do codzienności. Tutaj przypominają mi się słowa Jana Pawła II, który powiedział w Betlejem, przed Bazyliką Narodzenia: "Dla chrześcijanina Betlejem jest każdego dnia". Przecież każdego dnia mamy przeżywać tajemnicę, że Bóg się dla nas narodził. W jakiejś mierze każdego dnia przeżywamy święto - mamy obowiązek dziękować Bogu, że stał się Emmanuelem, Bogiem z nami. Autentyczne przeżycie święta uzdalnia do tego, aby potem, pośród gwaru codziennych spraw, obowiązków czy zabawy umieć przeżywać to, co w nas jest głębokie, i pozostać temu w konkretnych sytuacjach wiernym.
Oczywiście o to też chodzi w formacji młodzieży. Nie trzeba bać się wzruszeń i radości święta, ale trzeba też iść głębiej, aby proza życia nie przygniatała, wręcz przeciwnie, aby jawiła się jako wezwanie, któremu można sprostać w sposób jak najbardziej dojrzały.
Dziękuję za rozmowę.