Santo subito - Ks. Bp. Kazimierz Ryczan
Treść
Santo subito - Ks. Bp. Kazimierz Ryczan
Dziś wiemy, że nie było tak wielkiego Polaka na przestrzeni ponad tysiącletniej historii Polski. Ktoś może zapytać: co mówisz? Przecież tylu było bohaterów narodowych, słynnych władców, którzy wygrywali bitwy, poetów i pisarzy, którymi się chlubimy. Tymczasem nie mieliśmy ojca. Sługa Boży Jan Paweł II był i wciąż w naszych sercach pozostaje prawdziwym ojcem Narodu. Jak to rozumieć? Po raz pierwszy jako Papież przybył do Polski w 1979 roku. Znał i kochał ojczysty dom, który w historii przechodził różne, często tragiczne koleje losu. W nim wyrastał i dojrzewał do wielkich zadań, jakie powierzył mu Bóg. Osobiście doświadczył bolesnych ran niemieckiej, ale także sowieckiej i komunistycznej niewoli. Znał kwiaty polne i łąki, góry i jeziora, pisarzy, poetów i świętych wyrosłych na ojczystej ziemi. Znał braci i siostry - Polaków, przez lata okłamywanych i ciemiężonych. Budował ten dom oparty na trwałych fundamentach wiary. Przyjechał do swoich, do Polski i prosił Boga o błogosławieństwo dla Ojczyzny. Z całym Narodem wołał o odnowę: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi". Podczas swej kolejnej pielgrzymki przypomniał nam o podstawie ładu, o przykazaniach Bożych. Ktoś zapyta, czy to nam wystarczy na Trzecie Tysiąclecie? Wystarczy! Pod warunkiem, że w naszym Domu i sercach ludzkich swoje godne i należne miejsce będzie zajmował Bóg. Wówczas nie będzie zabójstw, kłamstw, kradzieży, nie będzie zdrady i rozwodów. Szanowani będą rodzice i ludzie starsi. Dobry ojciec uczy żyć w każdych, nawet trudnych warunkach. W czasie wojen religijnych inaczej wierzących postrzegano jako obcych, wrogów, odszczepieńców. Jan Paweł II rzucił nowe światło na ten problem. Zaprosił "obcych" do swoich, do domu, jakim jest Kościół Chrystusowy. W Asyżu pod jego przewodnictwem modlili się hindusi, muzułmanie, protestanci, anglikanie, prawosławni. Ojciec Święty uczył, że zgodne, braterskie życie wymaga nawiedzenia innych braci. Dlatego nie wahał się pójść do muzułmanów, nawiedził ich meczet. Poszedł do Żydów i nawiedził ich synagogę. Poszedł do pogan w Afryce wyciągając do nich dłoń w geście przyjaźni. Wskazał nam, że wszyscy bez wyjątku jesteśmy dziećmi jednego Ojca. Był nauczycielem modlitwy. Kiedy ojciec rodziny idzie w niedzielę do kościoła, nie musi do tego zachęcać swoich dzieci. Mój ojciec nigdy nie nakazywał udziału w niedzielnej Eucharystii. Nauczyciel bez słowa - po prostu szedł z nami na modlitwę. Jan Paweł II uczył modlitwy na spacerze, w górach, na kajakach i w kaplicy. W czasie pielgrzymki do Polski, na Wawelu, kiedy kamery telewizyjne śledziły każdy jego krok, zatrzymał na chwilę rozpędzony świat mediów, usiadł z brewiarzem w ręku i zatopił się w modlitwie... Dziękujemy Ci, Ojcze Święty za taką naukę, za wskazanie, jak w pogoni za dobrami tego świata, w zapracowaniu, można i należy się zatrzymać, znaleźć czas dla Pana Boga. Kiedy opuścił Polskę dla Jezusa, Bóg naznaczył go cierpieniem. Kula zamachowca przeszyła jego ciało. Kilka trudnych operacji i długa rekonwalescencja znoszona z uśmiechem i wyrozumiałością dla wszystkich. Kilka lat przykuty jest do krzesła... On - żeglarz, turysta, piechur, nie mógł zrobić jednego kroku o własnych siłach. Kiedyś aktor teatru, wspaniały nauczyciel i wykładowca filozofii, apostoł słowa głoszący całą mocą Ewangelię, nie mógł mówić, nauczać o ukochanym Mistrzu z Nazaretu, o Bogu w Trójcy Świętej Jedynym. Z trudem wydobywał słowa. Co za cierpienie... On - ojciec i nauczyciel cierpienia, przyjmował je jako zapowiedź odejścia po nagrodę do Boga Ojca i prosił: módlcie się za mnie. Wiele razy stał z uniesioną głową, wpatrzony w dal. Może wyglądał, czy nie wraca syn marnotrawny? Jego ojcowskie progi zawsze stały otworem, ręce gotowe do objęcia dziecka, które zbłądziło. Teologowie szemrali, dlaczego tyle razy przeprasza Żydów, prawosławnych i pokrzywdzonych w ciągu wieków przez Kościół. W milenijnym roku na placu Świętego Piotra objął krzyż na oczach tysięcy biskupów, setek tysięcy ludzi, milionów telewidzów i błagał o miłosierdzie. Uwielbiamy, Cię Boże, za tego Papieża, który był i wciąż pozostaje ojcem.
not. Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2007-04-30