Santo subito - Ksiądz biskup Tadeusz Werno
Treść
Santo subito - Ksiądz biskup Tadeusz Werno
Księdza kardynała Karola Wojtyłę, przed wyborem na Stolicę Piotrową, znałem zaledwie cztery lata, głównie ze spotkań w ramach Konferencji Episkopatu Polski. Poznałem Go najpierw jako męża modlitwy. Podczas Konferencji Plenarnych Episkopatu niewiele było czasu na odpoczynek i złapanie krótkiego oddechu. Ksiądz kardynał Wojtyła sił nabierał na modlitwie w kaplicy Prymasa Polski, gdzie spędzał każdą wolną chwilę. Nie tylko, że tam był, siedział i rozważał, ale często na kolanach na twardej posadzce odprawiał Drogę Krzyżową. Chcę o tym zaświadczyć, bo widziałem to i doświadczałem tego przez cztery lata, ilekroć byłem uczestnikiem Konferencji Episkopatu Polski. Kardynał krakowski doskonale rozumiał, czym jest i czym powinna być jedność Kościoła i w Kościele. Potrafił słuchać wypowiedzi biskupów, a głos zabierał wówczas, kiedy Sługa Boży ks. kard. Stefan Wyszyński zwracał się do niego o opinię w danej sprawie. Kardynał Wojtyła zewnętrznie milczał, chcąc wszystkim nam obecnym niejako powiedzieć, na czym polega słuchanie, potwierdzał to także jako Papież. Kiedy mówi jeden - ten najważniejszy Prymas Polski, kiedy mówi ojciec, matka, biskup, proboszcz czy dyrektor takiej czy innej instytucji, godzi się słuchać - taką wyznawał zasadę. Nie powinno być natomiast tak, jak często obserwujemy to w naszych kolejnych Sejmach, gdzie w wielkim gadulstwie jedni drugich przekrzykują, obrażają siebie nawzajem, ale tak naprawdę nie potrafią, a może nie chcą słuchać. Ojciec Święty umiał, bo on najpierw słuchał Boga. Pamiętamy Jego spotkania z wiernymi podczas licznych pielgrzymek do Ojczyzny. Całe rzesze czekały, a on klękał i modlił się. Kiedy ktoś z najbliższego otoczenia pytał, czy już nie czas, czy nie należałoby już rozpocząć spotkania, bo wszyscy z niecierpliwością czekają, Papież odpowiadał, że najpierw musi wysłuchać, co mówi Jezus, by potem mógł przekazać to ludziom. Sługa Boży był człowiekiem jedności i wspólnoty. Tego nam wszystkim tak bardzo potrzeba, mnie również. Jan Paweł II był wreszcie człowiekiem prawdziwej, autentycznej miłości do drugiego człowieka, o której nie tylko nauczał, ale którą żył i wcielał w życie każdego dnia. Świadczy o tym wydarzenie, którego byłem uczestnikiem, a które zapamiętam do końca życia. Byłem wówczas jeszcze młodym biskupem. W Gnieźnie odbywały się obrady Episkopatu Polski. W przerwie między jedną a drugą sesją miałem do załatwienia pilną sprawę i szczęśliwie ją załatwiłem. Kiedy wróciłem, chciałem podzielić się moją radością i dyskretnie powiedziałem o tym naszemu umiłowanemu biskupowi Ignacemu Jeżowi, który akuratnie rozmawiał z ks. kard. Wojtyłą. Metropolita krakowski, widząc to, zapytał biskupa Jeża: co ten człowiek od ciebie chce? Biskup Ignacy, jak zawsze żartowniś, odpowiedział: a wie ksiądz kardynał, z tymi młodymi biskupami to tak jak z młodymi księżmi, cieszą się jak dzieci nawet małymi radościami. Na to ks. kard. Wojtyła pochylił się ku mnie, ujął moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Przyznam, że do dziś tego nie rozumiem... Inne znów wydarzenie, jakie zapamiętałem, związane jest z wyborem ks. kard. Wojtyły na Stolicę Piotrową, a konkretnie z wyjazdem na uroczystą inaugurację pontyfikatu w październiku 1978 roku. Kiedy z ówczesnym prorektorem KUL jechaliśmy do Rzymu, on, który doskonale znał metropolitę krakowskiego, powiedział, że największego zdziwienia doznał, kiedy pewnego dnia, wchodząc do pokoju, w którym mieszkał ks. kard. Wojtyła, zauważył włosiennicę. Przyszły Papież nigdy się z tym nie afiszował, nie robił tego na pokaz, ale to dobitnie świadczy, że żył w wielkim umartwieniu. Jego wiara była potężna i nie wyrażała się tylko zewnętrznymi gestami. Modlił się, a to umartwienie było pewnie jakimś zadośćuczynieniem, a może ofiarą za wszystkich, z którymi i dla których pracował. Po śmierci Jana Pawła II prosta, ale głęboka wiara ludzi potrafiła wołać: "Santo subito!". Pielgrzymujący świat, pokolenie Jana Pawła II, wciąż czeka i pragnie potwierdzenia przez Kościół tego, co - jak wierzymy - u Boga, ale też w sercach milionów wiernych na całym świecie, jest już faktem - ogłoszenia świętości Sługi Bożego. Także dla mnie osobiście Papież Jan Paweł II jest - bo już za życia był - święty. Jego całe kapłańskie, biskupie i papieskie posługiwanie poprzedzone rodzinnymi tragediami: śmiercią matki, brata, ojca, kiedy został sierotą, potem ciężka niewolnicza praca w kamieniołomach, a jednocześnie studia, wreszcie umiejętność czerpania radości z życia, rozwijania talentów - był przecież poetą, aktorem; słowem, całe jego życie było wierną służbą Panu Bogu. Pragnę jeszcze doczekać tej radości z ogłoszenia Sługi Bożego nie tylko błogosławionym, ale świętym Kościoła powszechnego. Był przecież wspaniałym, wielkim i świętym człowiekiem i potwierdzenia tego faktu, modląc się w tej intencji, oczekuje dziś cały świat.
not. Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2007-09-24