I cud staje się faktem...
Treść
Rozmowa z kustoszem sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem ks. Mirosławem Drozdkiem SAC
W środkach społecznego przekazu raz po raz pojawiają się informacje o wielkich skarbach sanktuarium, skarbach związanych z Janem Pawłem II. Czy może Ksiądz ustosunkować się do tych wypowiedzi?
To prawda, w sanktuarium mamy dużo niezwykle cennych skarbów związanych z osobą Ojca Świętego Jana Pawła II. Czytelnikom "Naszego Dziennika" mogę zdradzić nasze największe sekrety. Otóż największym naszym skarbem jest charyzmat, jaki otrzymaliśmy od Matki Najświętszej. Jest nim łaska bycia przy Janie Pawle II przez wszystkie lata pontyfikatu, codziennego trwania na wielkiej modlitwie różańcowej w jego intencji, duchowego towarzyszenia mu w służbie Kościołowi powszechnemu. Ten skarb wierności Ojcu Świętemu jest bez wątpienia wielką łaską, bo patrząc po ludzku, nikt z nas by nie udźwignął ciężaru, jaki wiązał się z wypełnieniem zadań postawionych nam przez Bożą Opatrzność. Tym bardziej jesteśmy wdzięczni Matce Bożej Fatimskiej za ten niezwykły dar. Dar podwójny, bo z jednej strony tutejsze sanktuarium rzeczywiście stało się "drugą Fatimą", nawiedzoną przez Ojca Świętego w 1997 r., a z drugiej - jest to sanktuarium papieskie! Pielgrzymi mówią, że oprócz doświadczenia obecności Matki Bożej czują tu niezwykłą bliskość naszego umiłowanego Papieża. Od lat prowadzimy księgę łask, w której odnotowywane są łaski otrzymane w tym miejscu. Znamienne, że bardzo wiele świadectw mówi o łaskach otrzymanych w sanktuarium nie tylko za pośrednictwem Matki Bożej Fatimskiej, lecz także wyjednanych przez wstawiennictwo Papieża Polaka. Nie muszę chyba dodawać, że w ostatnim roku takich łask jest jeszcze więcej...
Czyli to, co najważniejsze w sanktuarium, ma wymiar duchowy!
To chyba oczywiste dla każdego człowieka wierzącego. Widzi Pan, media szukają sensacji, chcą pochwalić się jakimiś faktami, które przyciągają uwagę. Często zapominają, że najważniejsze jest nie to, co daje się zobaczyć, zmierzyć, zważyć, sfotografować. Dziennikarze przyjeżdżają do nas, by pytać o owe "skarby". Kiedy widzimy, że interesuje ich tylko to, co materialne, odsyłamy ich z niczym. Wiemy, że takie nastawienie zamknie ich na prawdziwe znaczenie papieskich rzeczy, których strzeżemy w sanktuaryjnym skarbcu.
Czy Ksiądz Kustosz może podzielić się z nami właśnie tym duchowym wymiarem zawartości skarbca?
Wśród bezcennych pamiątek związanych z osobą Ojca Świętego Jana Pawła II znajdują się dwie, których głębia duchowa jest dla nas nieskończona. Przypadkowy człowiek, widząc te przedmioty, nie doceni ich prawdziwej wartości.
Jakie to przedmioty, Księże Kustoszu?
Tego nie wie prawie nikt, a dla naszego Papieża było to takie ważne. Otóż w sypialni, przy łóżku Ojca Świętego, stała figura fatimska. Jan Paweł II otrzymał ją w 1982 r. z miejsca objawień. Została ona złożona w darze temu, którego rok wcześniej Maryja ocaliła od śmierci. W 1997 r. dar Fatimy został pomnożony o koronę odlaną ze złotych obrączek ofiarowanych przez zakopiańskich górali. Oba dary Jan Paweł II przyjął z wielkim wzruszeniem. Figurze przypadła rola szczególna, Ojciec Święty pozostawił ją dla siebie. Matka Boża Fatimska stanęła w jego sypialni; potem obok niej została położona nasza korona z Krzeptówek. Tak oto Różańcowa Madonna z Fatimy stała się, obok Madonny Częstochowskiej z kaplicy papieskiej, najbliższym mu wizerunkiem maryjnym. Ku niej biegło ostatnie spojrzenie Papieża kończącego każdy pracowity dzień, ku niej biegło też pierwsze spojrzenie po przebudzeniu. I ciepła myśl o Matce. I gorące zawołanie maryjne, którego treści nigdy nie poznamy. Są słowa, które pozostają do końca zamknięte w izdebce rozmodlonego serca. Może było to po prostu TOTUS TUUS? A może były to inne święte słowa?
Papieska Madonna z góralską koroną złożoną u Jej stóp czuwała nad każdym snem Papieża w Pałacu Apostolskim. Możemy przypuszczać, że czuwała też nad jego umieraniem. To pewnie właśnie Ona stała przy łóżku Jana Pawła II, gdy zamykał on wszystko, co za nim, a otwierał się cały na niebo. Pani Fatimska z góralską koroną była przy Ojcu Świętym, pomagając mu przygotować się do wyruszenia w ostatnią pielgrzymkę - do królestwa nieba...
Ta korona po śmierci Papieża powróciła na Krzeptówki. Również Jasnogórska Madonna Jana Pawła II jest obecnie czczona w naszym sanktuarium.
Warto poznać te fakty, bo one pozwalają nam lepiej zrozumieć, kim był ten Papież. I nauczyć się od niego wielkiej miłości do Maryi, miłości, która potrzebuje znaków. Choćby figury przy łóżku, która raz jeszcze potwierdza, że pontyfikat Jana Pawła II był głęboko związany z Fatimą...
Albo maryjnego szkaplerza pod koszulą, medalika na szyi, obrazka na biurku. Miłość znajduje tysiące sposobów, by wyrazić to, czego nie określą żadne słowa.
Właśnie wspomniał Pan o drugim skarbie. Czytelnicy "Naszego Dziennika" wiedzą, że Jan Paweł II był człowiekiem szkaplerza. A czy wiedzą, że dla Ojca Świętego karmelitański szkaplerz był kolejnym znakiem jego związków z Fatimą?
To dlatego, że podczas ostatniego objawienia w Fatimie Matka Najświętsza ukazała się jako Matka Boża z Góry Karmel, ze szkaplerzem w dłoni?
Tak, ale Papież uczynił z niego znak poświęcenia się Niepokalanemu Serca Maryi! "Ja również od bardzo długiego czasu noszę na sercu szkaplerz karmelitański!" - wyznał 25 marca 2001 r., dodając, że dzięki noszeniu szkaplerza ustawicznie doznaje opieki Matki Niebieskiej. Więcej, Jan Paweł II napisał, że "najbardziej autentyczną formą nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny, wyrażającą się w skromnym znaku szkaplerza, jest poświęcenie się Jej Niepokalanemu Sercu".
Szkaplerz, ukryty pod sutanną, nosił Papież zawsze. Raz jeden było go widać - kiedy leżał w szpitalu po zamachu. Wtedy też stał się on pośrednikiem cudu - w dniu Matki Bożej Szkaplerznej cofnął się śmiertelny wirus cytomegalii, który dostał się do organizmu Ojca Świętego z przetaczaną krwią, mający zabić Papieża pewniej niż ręka zamachowca.
Szkaplerz nosił Papież zawsze. Z nim też umierał... Tak jak życzyła sobie Matka Najświętsza w wizji z 1151 r. Kiedy słuchał modlitwy tłumów zebranych na placu św. Piotra, kiedy powtarzał swe Totus Tuus, na jego piersiach spoczywał karmelitański szkaplerz - znak wybrania opieki Maryi nad swoim życiem i śmiercią.
Cieszymy się, że ten jeden z papieskich fatimskich szkaplerzy z Góry Karmel, znak cudownej opieki Matki Bożej i nadchodzącego zwycięstwa Jej Niepokalanego Serca, znajduje się dziś w naszym sanktuarium.
Ale nie rozmawiajmy tyle o skarbach. Porozmawiajmy o Bożych drogach, którymi On prowadził Ojca Świętego Jana Pawła II, którymi prowadzi nas, każdego z nas...
Kiedy Jan Paweł II spotkał się z zamachowcem, na jego pytanie, dlaczego Papież żyje, skoro on dobrze celował, Ojciec Święty odpowiedział: "Kto inny strzela, kto inny kule nosi". Zamiary Boże są inne niż plany czynione przez ludzi, prawda?
Muszę przyznać, że tamten obraz często mam pod powiekami. To było rok temu, za dwa tygodnie minie dokładnie rok... Widzę tamte wydarzenia, jakbym oglądał film. Ojciec Święty przebywa w szpitalu, jest chory, stan jego zdrowia się nie poprawia. Nad Rzymem zapadła cisza. Czas kręci się w kółko, nie posuwając naprzód wskazówek zegarów. Jan Paweł II cierpi, jego domem stała się znowu Klinika Gemelli. Nagle na ulicach Wiecznego Miasta pojawia się góralska pielgrzymka. Łopocą na wietrze biało-czerwone i żółto-białe flagi, szlak pod szpital przeciera fatimska Madonna, w górę płyną góralskie nuty wyzwalane ze skrzypiec zakopiańskiej kapeli. Nasz marsz śledzą dziesiątki kamer, ich śpiew rejestrują setki mikrofonów. Za chwilę stacje telewizyjne ukażą ten obraz na wszystkich kontynentach. To o. Louis Kondor, spowiednik Siostry Łucji, niesie wraz ze mną niezwykły dar dla Ojca Świętego: dziesięć milionów serc uderzających w bramy nieba wielką różańcową modlitwą! Z dniem 5 marca czciciele Matki Bożej Fatimskiej rozpoczynają wielką nowennę w intencji powrotu do zdrowia Ojca Świętego Jana Pawła II. Wielomilionowa rzesza członków Światowego Apostolatu Fatimskiego padnie przed Maryją na kolana.
Jan Paweł II otrzymuje zapewnienie o tej modlitwie, słyszy, że w pierwszą sobotę marca rusza nowenna mająca wyprosić cud: całkowity powrót do zdrowia Ojca Świętego. Proszę zauważyć: to była też pierwsza sobota; następna będzie jego ostatnią sobotą na ziemi.
Jeszcze fatimscy goście obdarowują Papieża relikwiami portugalskich pastuszków. Chory Papież prosi, by złożyć je pod poduszką. Relikwie bł. Franciszka i Hiacynty znalazły się najbliżej najboleśniejszego miejsca w ciele Papieża - tchawicy cierpiącej po zabiegu tracheotomii.
I cud staje się faktem. Najpierw w dniu rozpoczęcia nowenny - znowu w godzinie fatimskich objawień - Papież czuje się nagle "znacznie lepiej", a nikt z grona lekarzy nie potrafi tego wytłumaczyć. Jan Paweł II zaczyna nawet mówić! Potem, wieczorem w dniu zakończenia nowenny, zdrowie Ojca Świętego jest nieoczekiwanie tak dobre, że wraca do swego domu na Watykanie.
W uczestnikach nowenny jest pewność, że udało się pokonać chorobę, że Jan Paweł II wyruszy jeszcze z nami w przyszłość... Na długie lata. Bo Niepokalane Serce Maryi okazuje się potężniejsze niż choroba, niż zakusy zła, niż broń wszelkiego rodzaju. Ludzie śpiewają Magnificat.
Ale stało się inaczej.
Niezrozumiałe są dla nas drogi, po których prowadzi nas Boska Miłość. Dobrze pamiętam tamte chwile... Nagle radosna pieśń przygasa, a ludzkie serca ogarnia niepokój o życie tego, któremu już raz życie zostało darowane, który już raz został zatrzymany na progu śmierci, cofnięty przez Niepokalane Serce. Dochodzą do nas wieści o pogarszającym się stanie zdrowia Papieża. Jan Paweł II wyrusza nieodwołalnie w swą ostatnią pielgrzymkę: ku śmierci.
Czy Papież już wtedy wiedział, że to wszystko na nic? Że owszem, stanie się cud, ale inny niż wymarzony przez ludzi? Chyba wiedział. Ale wiedział też, że każda modlitwa owocuje, że wielka nowenna w intencji jego uzdrowienia przełoży się w niebie na inny cud związany z jego osobą.
Papież umarł. Ale jego śmierć dała ludziom życie. Nowenna odprawiana przez 10 milionów czcicieli Matki Bożej Fatimskiej zaowocowała tym, że w tamtych chwilach niebo pochyliło się jeszcze niżej nad Watykanem. I 2 kwietnia 2005 r. dotknęło jeszcze więcej ludzkich serc.
Mamy więc do czynienia z modlitwą, która została wysłuchana przez Boga inaczej, niż chcieli tego ludzie. Ale to "inaczej" oznacza - "pełniej".
Kto zna choć trochę historię fatimskich objawień, ten wie, że cud z 13 października 1917 r., spektakularny "cud słońca", był mniejszy niż zamierzało niebo w konsekwencji złego czynu burmistrza, który uniemożliwił spotkanie Maryi z wizjonerami - uwięził dzieci i chciał wydrzeć z nich Boży sekret. W opóźnionym o sześć dni objawieniu Matka Najświętsza ogłosiła wprost: cud "będzie mniejszy".
Cud z 2 kwietnia 2005 r. został pomnożony. Sprawiła to wiara w Boga i moc Najświętszej Maryi Panny oraz miłość do najwyższego Pasterza Kościoła. Wierzę, że zamierzony przez Boga dar, jaki ludzkość miała otrzymać w świętym umieraniu Ojca Świętego, został wielekroć powiększony... Moim zdaniem, każdy nowy dzień jest dowodem owocowania tamtego cudu.
Dziękuję za rozmowę i w imieniu Czytelników "Naszego Dziennika" zapewniam o łączności w modlitwie...
W wielkiej intencji beatyfikacji sługi Bożego Jana Pawła II!
Wincenty Łaszewski
źródło: Nasz Dziennik, Czwartek, 16 lutego 2006, Nr 40 (2450)