Jan Paweł II Fatimski
Treść
Jak sam mówił, jego pontyfikat trwał tylko trzy lata.
Reszta była darem Matki Bożej Fatimskiej.
I zadaniem, które miał wypełnić.
Ten, którego wierni już nazywają Wielkim, ma swój sekret świętości, ma swą tajemnicę modlitw wysłuchiwanych, próśb spełnionych, ofiar przyjętych.
Jaki to sekret, jaka tajemnica, która uczyniła ten pontyfikat tak opatrznościowym, że mówią o nim z podziwem nawet niewierzący? Odpowiedź jest prosta, a zarazem dla wielu trudna do przyjęcia.
Jan Paweł II Wielki to Jan Paweł II Maryjny.
Wystarczy wsłuchać się w wypowiadane przez niego słowa... Coś w nich jest, coś więcej niż zdania pełne piękna, mądrości i doskonałej teologii. Wypowiadał je człowiek, który wiedział więcej niż my, który nosił w sercu jakieś niezwykłe doświadczenie.
A doświadczeniu temu na imię Maryja.
Wystarczy zacząć czytać... Słowa modlitw i rozważań papieskich nie mogą nie zaskakiwać. Akcent, jaki kładzie on w swych wypowiedziach, nie może nie zwrócić na siebie uwagi. Tak jak mówił Jan Paweł II, mówią mieszkańcy tylko jednego regionu: Nowej Jerozolimy, miasta przychodzącego od Boga, przyobleczonego jak oblubienica lśniąca w swe klejnoty (por. Ap 21, 2). Mieszkają w nim rzesze świętych, zamieszkać ma w nim niebawem "nowe pokolenie" zapowiedziane w proroczych słowach Siostry Łucji, wizjonerki z Fatimy, z Tuy i Pontevedry i z Coimbry.
A nazwa tego miasta - Maryja.
Czy to "nowe pokolenie", które ma zetrzeć głowę węża, jest duchowym pokoleniem Jana Pawła II? Być może, jeśli pokolenie to odnajdzie największy skarb papieski.
A skarb ten ma na imię Maryja.
Sekret Jana Pawła II to Matka Najświętsza.
Wszędzie widzimy znaki maryjne jego wielkiego pontyfikatu. Matka Boża była w jego herbie biskupim i papieskim, była w jego zawołaniu, była w ikonie jasnogórskiej w jego prywatnej kaplicy, czuwała w figurze fatimskiej przy łóżku. Była obecna w aktach zawierzenia wypowiadanych w każdej papieskiej pielgrzymce. Jej wspomnieniem kończył się każdy dokument pasterski Jana Pawła II. Od "Totus Tuus" rozpoczyna się papieski testament.
Tak żyją tylko najbliżsi słudzy Maryi.
Od oddania się Jej zaczynał on każdy dzień, poświęceniem się Jej znaczył każdą zapisywaną stronicę, zawierzał Jej każdą pielgrzymkę i każde spotkanie z drugim człowiekiem. Nie było posiłku, podczas którego nie padłoby Jej imię. Mówił o Niej wbrew głosom sprzeciwu "mądrych", którzy nie rozumieli, jak głowa Kościoła, autorytet świata, jeden z najjaśniejszych umysłów współczesnych może budować życie na niemodnej w kręgach racjonalistów tradycyjnej pobożności maryjnej.
A on szedł pod błękitnym sztandarem. Zwycięski.
A zwycięstwo to przybrało imię Niepokalane Serce.
W pewnym momencie "jego" Maryja zamieszkała w Fatimie, miejscu objawienia mocy Serca Matki. Ten moment zadecydował o całym jego dalszym życiu. Chwila ta na zawsze zmieniła też świat.
Jan Paweł II chciał swój sekret uczynić naszą najbardziej osobistą wartością. Dlatego pozostawił nam swój wielki Apel Maryjny. Można by mnożyć cytaty wskazujące na jego treść... Kto przeczuwa obecność maryjnego charyzmatu w życiu Papieża, ten dostrzega most, jaki Jan Paweł II przerzucił między doświadczeniem swego pontyfikatu i naszym, zapraszając każdego z nas do największej przygody chrześcijańskiego ducha: doświadczenia nieustannej opieki Madonny.
Największa przygoda... Wiemy, jakie jest jej imię. To Maryja. Jego i nasza Matka, Przewodniczka i Opiekunka. Jego i nasze Ocalenie. Jego i nasza Ianua Coeli - Brama Niebios. A także jego i nasza "Jutrzenka lepszego jutra". Pani z Fatimy.
Wincenty Łaszewski
"Ci, którzy z pokolenia na pokolenie, w różnych narodach i ludach ziemi, przyjmują z wiarą tajemnicę Chrystusa, Słowa Wcielonego i Odkupiciela świata, nie tylko garną się z czcią i ufnością do Maryi jako Jego Matki, ale zarazem szukają w Jej wierze oparcia dla swojej wiary".
Czyż nie tak było w życiu Papieża Polaka?
"Idźcie ku Maryi. Idźcie z Maryją. Niech w waszych sercach rozbrzmiewa echo Jej fiat".
Czy on pierwszy nie szedł z dłonią włożoną w dłoń Matki Chrystusa? Czy jego serce nie biło rytmem słów maryjnego zawierzenia?
źródło: Nasz Dziennik, Czwartek, 16 lutego 2006, Nr 40 (2450)