List do każdego z nas
Treść
Na imię mam Wiara. Pragnę przemówić do Ciebie. Nie wiem, czy jest to odpowiedni moment, ale dłużej nie mogę czekać. Wielu ludzi nosi mnie w sobie. Jedni uczynili ze mnie najważniejszą wartość życia. Inni traktują z wielkim poszanowaniem, powiedziałabym: pielęgnują z odpowiednim pietyzmem. Dal części stałam się przejściową nostalgią wydobywającą się gdzieś z głębokich czeluści serca. Dla pozostałych jestem tylko wspomnieniem zamkniętym w murach starej katedry.
Na co dzień nie ma na tyle siły, żeby wypowiadać się swobodnie. Dlaczego? To proste. Stoję w cieniu ponurych Trudności wyprzedzanych przez szarą Codzienność , przed którą manifestacyjnie wypina pierś ciągle nienasycona Powinność. Obok tego towarzystwa stoi nieugięta w swoich przekonaniach Opinia, którą ciągle plotkuje z nadbiegającą ze wszystkich stron Informacją. Ta kolejka jest tak długa i szeroka, że moje słowa szybko giną w hałasie przekrzykujących się ważności. Postanowiłam więc napisać to, co chciałam powiedzieć wczoraj wieczorem, zanim usiadłeś przed telewizorem.
Otóż, od kiedy biegając po bezdrożach świata znalazłeś mnie, jestem w Tobie. Kiedy myślisz o mnie, raduję się tak, jak chłopak, który spotyka dziewczynę swojego życia. Cieszę się, gdy jesteś w świątyni, odmawiasz różaniec, zapalasz świecę przed figurą św. Antoniego, rozmawiasz o mnie z przyjaciółmi, gdyż widzę, że nie jestem dla Ciebie obca. Ale są chwilę, kiedy płaczę. Dzieje się tak wtedy, gdy nie przyjmujesz mnie w całości. Płaczę, kiedy odwracasz się plecami ode mnie, kiedy odchodzisz i kiedy nie chcesz odnaleźć drogi. Czuję się wówczas jak dziewczyna pozbawiona swej godności, odarta i wystawiona na próbę.
Mówisz, że jesteś poszukujący. Wielu mnie szuka, ale wchodzą na błędne drogi. Zaglądają do miejsc, w których może odrobina cienia została po moim przejściu. Ale kto cieszy się z cienia? Jedynie ci, co chcą zapomnieć o słońcu. Nie pozwól, bym tkwiła w mroku Twojego wnętrza. Być może zarosła już wcześniej wydeptana ścieżka i nie potrafisz przynieść rozweselającego światła. To jednak wiedz, że ja wciąż jestem.
Mówią o mnie „Wiara” – ta nienasycona. Dajesz jej palec, a ona nie zadowala się nawet dłonią. Najpierw splata dwie w geście aniołów stojanych przed tronem, a potem każe klęczeć”. Mówią tak ci, co patrzą z boku. A przecież sens ukryty w geście jest o wiele głębszy niż morze. Symbol to, a nie znak, tylko malowany piórem. Symbol, którego wartość jest nieoceniona, bowiem mieści w sobie drogę spotkania. I tam mnie znajdziesz. Tam jestem. Wierna przyjaciółka zrodzona przez Boga z miłości. Jestem i cierpliwie czekam w kolejce ważności.
Twoja Wiara
(spisał o. Bogdan Kocańda OFMConv)
Rycerz Niepokalanej, kwiecień 2003