Dzieci z brzuszka i z serduszka
Treść
Trzech chłopców boi się zasnąć. Nie pomagają bajki ani przytulanie. I tak przez kilka nocy. W Państwowym Domu Dziecka były kraty w oknach, tu ich nie ma, więc nie mogą zmrużyć oka. Rodzice z Rodzinnego Domu Dziecka zakładają w sypialni chłopców żaluzje. Wreszcie przychodzi sen.
Dziecko szczęśliwe to takie, które czuje się kochane i potrzebne. To dziecko, które ma bliskich. Co roku ludzie o wielkich sercach zakładają kolejne Rodzinne Domy Dziecka.
W Rodzinnym Domu Dziecka jest nie więcej niż ośmioro dzieci, w państwowym – ustawowo do trzydziestu, a bywa i setka. Tu są rodzice, tam – opiekunowie; tu – pokoje, tam – sale; kuchnia zamiast stołówki; pomoc w przygotowywaniu posiłku zamiast odbierania jedzenia w okienku. A co najważniejsze: tu jest miłość.
Michał odrobił lekcje
„Zanim pierwszy raz usiadły do odrabiania lekcji w naszym domu, rzucały książkami o ścianę, darły zeszyty i krzyczały. Dopiero po dwóch godzinach płaczu i braku naszej reakcji, dzieci zabrały się za pracę domową. Kilka minut później przyszedł do mnie zaskoczony i dumny z siebie Michał ze słowami: «Ciociu! Odrobiłem sam lekcje! Udało mi się! Nie jestem taki głupi!»” – opowiada Agnieszka, mama z Rodzinnego Domu Dziecka. – Teraz wracają ze szkoły, jedzą obiad i spokojnie siadają do lekcji”.
Patrzy, jak jej dzieci rozkładają na dywanie wielki kawał tektury. Starsze i młodsze pochylają się nad kasztanami, plasteliną i wykałaczkami. Rozmawiają. Śmieją się. Szybko spod ich małych rączek wychodzą śmieszne ludziki. Prześcigają się w pomysłach. Dziewczynka z warkoczykami zagryza wargi, by wbić kolejną wykałaczkę w bardzo już kolczastego jeża. Drobny chłopiec buduje wiatrak.
Kiedy pewnego dnia Agnieszce przyszedł do głowy pomysł założenia Rodzinnego Domu Dziecka, poczuła w sobie nieprzepartą radość i nie mogła się doczekać, kiedy mąż przyjdzie do domu i wreszcie mu o tym opowie. Mąż wrócił z pracy wieczorem. Pomysł odrzucił. Ulżyło jej, bo sama doszła do wniosku, że był szalony. Ledwo dawali sobie radę z własnymi dziećmi, nie wystarczało im dla nich czasu. Ale radość nie uszła z niej do końca. W mężu zasiała myśl, która już go nie opuściła. Pamięta jego pierwsze słowa po powrocie z pracy następnego dnia: „Weźmy te dzieci z domu dziecka, zróbmy coś sensownego”.
Na tekturowej podkładce dzieci stworzyły nowy świat. Każdy jego fragment zostaje opisany: koń na mocnych nogach z wykałaczek, misie, kaczki pływające po niebieskiej plastelinie stawu z kwiatami.
Święty Mikołaj jest w pracy
Małżeństwo, które chce założyć Rodzinny Dom Dziecka, zgłasza się do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Czasem jest wymagane własne mieszkanie, czasem, jak np. w Warszawie, miasto udostępnia lokale. Kolejny krok to przejście starannej weryfikacji przed podjęciem pracy na pełnym etacie, przez całą dobę, przez wiele lat. Potem szkolenia i rozmowy z psychologami.
Proces zakładania Rodzinnego Domu Dziecka trwa mniej więcej tyle, ile ciąża – czyli około dziewięciu miesięcy. Motywacja finansowa nie jest wystarczająca. To musi być potrzeba płynąca wprost z serca. Trzeba wychować sześcioro, nawet ośmioro pokaleczonych przez życie dzieci w różnym wieku, często z rodzin patologicznych. „Do założenia Rodzinnego Domu Dziecka nadaje się każdy, skoro potrafiliśmy to zrobić my, ze wszystkimi naszymi słabościami, krótkim stażem małżeńskim, bez żadnej wiedzy. I radzimy sobie” – uważa Agnieszka.
Wciąż za mało osób wie, że można taki dom założyć i jak to zrobić. Trudno się też przebić przez opór urzędników. Takie domy mają dużo problemów z rozbudowaną biurokracją: muszą mieć własny regulamin, niektórzy rodzice skarżą się, że trzeba brać faktury na jeden długopis. Z drugiej strony nie można ich zostawić całkowicie bez kontroli. „Ludzie są tylko ludźmi, dlatego są domy lepiej i gorzej prowadzone, tak jak bywają lepsze i gorsze rodziny. Ale zawsze lepiej być w rodzinie niż w instytucji. A są tacy fantastyczni rodzice, którzy komentują fakt różnego pochodzenia dzieci w ten sposób: mamy dzieci urodzone z brzuszka i te urodzone z serduszka” – mówi Michał Rżysko, koordynator z Fundacji Świętego Mikołaja. Fundacja buduje pozytywny wizerunek Rodzinnych Domów Dziecka. Pomaga też dzieciom i rodzicom z Rodzinnych Domów Dziecka, zbierając pieniądze na Fundusz Edukacyjny, z którego finansuje konkretne przedsięwzięcia: zajęcia wyrównawcze, wyjazdy edukacyjne, zakupy komputerów czy instrumentów muzycznych, opiekę psychologa, logopedy.
Większy garnek
Dzieciom było na początku bardzo trudno. Nie umiały się odnaleźć, nie wierzyły w siebie, ale bardzo się starały. Michał po dziesięciu minutach pierwszego spotkania powiedział do Agnieszki „mamo”. Myślała, że będzie to trwało znacznie dłużej. Nie wiedziała, że spragniony bliskości i miłości chłopiec powiedziałby tak do każdego, kto okaże mu zainteresowanie.
„W domu dziecka dzieci źle się czują i jak zostaną tam do końca życia, wyrosną na łobuzów” – opowiada już bez emocji Michał, ładny chłopczyk z niewielką wadą wzroku. Wcześniej znał tylko jeden obraz rodziny – brutalnego ojca i obojętną matkę. Myślał, że tak jest wszędzie. Przyglądał się swojemu nowemu tacie i czekał, aż zacznie pić i go uderzy. Dopiero niedawno pozbył się tego lęku.
„Pierwsze pytanie, jakie zadają mi nieznane osoby, dotyczy tego, jak sobie radzę z gotowaniem, sprzątaniem i praniem dla piątki dzieci. A ja stawiam na gazie większy garnek i dodaję ziemniaków – uśmiecha się Agnieszka. – Dziś mam ogromną satysfakcję z tego, że dzieci się wyciszyły, usamodzielniły i dowartościowały. Jednak największym fenomenem jest to, że dzieci przeze mnie urodzone i te wzięte z Państwowego Domu Dziecka potraktowały siebie nawzajem jak rodzeństwo. Nie potrafią już bez siebie żyć”.
Grażynka już nie mlaska
W kuchni wielki bałagan. Przy stolnicy uwija się pięć dziewczynek. Ważą mąkę, oddzielają żółtka od białek. Jedna obiera jabłko. Jeszcze rok temu dziwiła się, że herbatę można posłodzić sobie samemu, a chleb to pachnący bochenek, który zamienia się w kromki, gdy pokroi go mama. Chłopczyk baraszkuje na kolanach ładnej kobiety w średnim wieku.
Pomysł założenia takiego Rodzinnego Domu Dziecka poddał Teresie mąż. Od lat byli zaprzyjaźnioną rodziną dla wielu dzieci z Państwowego Domu Dziecka.
„Dziewczynki trafiły do nas skrajnie zaniedbane. Nie miały co jeść. Rodzice alkoholicy nie zaspokajali nawet ich podstawowych potrzeb” – wspomina Teresa. Pracy było i jest bardzo dużo, ale Teresa uważa, że warto, bo dziecko nie poradzi sobie w dużej placówce czy w trudnym domu. „Gdy są problemy, ale widzimy uśmiech dziecka i to, jak się zmienia na lepsze, jest wielka radość, że można było zrobić coś dobrego. Gdzieś przeczytałam, że każde dziecko, któremu pomoże się wyprostować jego życie, zmienia świat na lepsze. I to jest szczera prawda” – mówi.
Ciasto gotowe. Dzieci wszystko robią same. Po chwili zapach z piekarnika unosi się po całym domu. „Jak byłam u mamy, jadłam z otwartą buzią, a teraz już zamykam i nie mlaskam! – mówi Grażynka. – Ciocia mnie strasznie dużo nauczyła i ja też chciałabym mieć kiedyś rodzinny dom dziecka. Później bym była zadowolona z tego, że dziecko dorosło, jest bogate, nie ma żadnych kłopotów. Ja mam trochę kłopotów w szkole, ale ciocia mi pomaga. Coraz więcej wiem. Dobrze sobie radzę z nawiasami”.
Pani księgowa pomaga
Dzięki działalności Funduszu Edukacyjnego, Fundacja Świętego Mikołaja pomogła dotąd 900 dzieciom z Rodzinnych Domów Dziecka zrealizować ich plany edukacyjne. Już teraz około 33% dzieci z Rodzinnych Domów Dziecka kończy studia. „Codziennie jestem zaskakiwany ludzką dobrocią – przyznaje Michał Rżysko. – Na konto Fundacji wpływają niespodziewanie duże darowizny od osób, które gdzieś usłyszały o naszej działalności. Dzięki nim możemy wspierać naszych podopiecznych. Pomagają media, które bezpłatnie przekazują powierzchnie reklamowe, nie oczekując nic w zamian. Swoją pracę bezinteresownie ofiarują młodzi ludzie, wolontariusze, wykonujący proste, ale zarazem niezbędne czynności – pakują dary, zawożą dzieci na zajęcia, załatwiają sprawy w urzędach, szukają informacji w Internecie. Pomagają nam także wolontariusze – specjaliści: graficy, informatycy, prawnicy. Pani księgowa prowadziła księgowość Fundacji przez wiele lat za darmo”. Potwierdza to wiceprezes Fundacji Świętego Mikołaja, Joanna Paciorek: „To są codzienne dowody na istnienie Pana Boga” – mówi.
Rodzinne Domy Dziecka wspiera także Krajowy Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy. Nie ma między nimi żadnych powiązań formalnych, ale są serdeczne stosunki. Często dyrektor Ośrodka, Barbara Passini, osobiście służy w godzinach wieczornych jako „ściana płaczu”, bo rodzice nie mają komu poskarżyć się na władze. Od 2000 roku Krajowy Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy prowadzi Centrum Informacji i Poradnictwa dla Rodzinnych Domów Dziecka.
„Kilka razy w roku, najczęściej przy okazji monitorowania projektów edukacyjnych, jadę do Rodzinnych Domów Dziecka – opowiada Michał Rżysko. – Taki kontakt daje mi ogromną motywację. Kiedy poznaję tych ludzi, wiem, że dla nich warto się starać”. Dzwoni telefon. To jedna z mam, prowadząca Rodzinny Dom Dziecka. „Wojtek zaczął mówić!” – krzyczy do słuchawki. 3,5-letni chłopczyk, wychowujący się jeszcze do niedawna w Państwowym Domu Dziecka, został wcześniej przez lekarzy zdiagnozowany jako niemowa.
Imiona dzieci i ich opiekunów zostały zmienione.
W Polsce jest 267 Rodzinnych Domów Dziecka, w których mieszka 2252 dzieci. Dla porównania, w 401 tradycyjnych domach dziecka w naszym kraju mieszka 24 263 dzieci. Dzieci trafiające do Rodzinnych Domów Dziecka nierzadko pochodzą z rodzin patologicznych lub z dużych placówek, a zdecydowana większość z nich ma opóźnienia rozwojowe (92%) i edukacyjne (73%).
źródło: Magazyn Familia