Przejdź do treści
Jan Paweł II 18 rocznieca śmierci
Jan Paweł II Wielki
Przejdź do stopki
Przejdź do Menu Techniczne

Wiara

Przejdź do treści

Wydarzenia

Miłość z wyboru

Treść


Choć bardzo tego pragnęli, nie mogli mieć swoich dzieci. Cierpieli, zwłaszcza gdy widzieli szczęśliwych rodziców, którym dane było urodzić i wychowywać swoje dzieci. Dziś również oni są rodzicami - szczęśliwymi rodzicami, którzy poczęli swoje dzieci i urodzili... w sercu.

Asia i Tomek
Państwo Kowalscy bardzo pragnęli mieć dziecko. - Zaczęliśmy się o nie starać zaraz po ślubie. Dziecka jednak ciągle z nami nie było. Po roku zaczęłam się niepokoić i szukaliśmy przyczyny. Robiliśmy z mężem różne badania, które wykazały, że ja jestem bezpłodna. To był dla nas szok. Długo płakałam, a mąż ze łzami w oczach mnie pocieszał. Wydawało mi się, że moje życie straciło sens, że jestem nic niewarta. Pytałam: dlaczego? Przecież tak bardzo kocham dzieci - rozpoczyna swoją trudną opowieść pani Małgorzata.
- To był dla nas bardzo trudny czas. Pamiętam swoje cierpienie i cierpienie Małgosi. Patrzyłem na nią i byłem bezsilny, kiedy ona ciągle wieczorami płakała. Nie umiałem sobie z tym poradzić i poszedłem wyżalić się do... mamy. Kiedyś po pracy wszedłem do domu, a ona, kiedy na mnie spojrzała, zapytała: "Synu, co się stało?". Płakałem i mówiłem jej, jak bardzo zostaliśmy doświadczeni. Kochana mama wysłuchała, nie przerywając mojego potoku słów. Potem przytuliła mnie i powiedziała: "Synu, tyle dzieci czeka na rodziców. Przyjmijcie dziecko...". Nie trzeba mi było nic więcej. Uściskałem ją i wybiegłem. Po drodze do domu kupiłem kwiaty na krakowskim Rynku i pełen szczęścia zapukałem do drzwi. Małgosia zdziwiła się, kiedy zobaczyła mnie z kwiatami, a ja wręczyłem je mojej żonie i pogratulowałem, że właśnie została mamą. Zdziwienie, a potem, kiedy wszystko jej wytłumaczyłem, radość, nieopisana radość... - wspomina pan Andrzej.
Państwo Kowalscy szybko udali się do ośrodka adopcyjnego, ukończyli wymagany kurs, złożyli dokumenty i... czekali na swoją kolej. - Ten dzień na zawsze dla nas będzie niezapomniany. Kiedy byłam w pracy, zadzwonił mój telefon i pani z ośrodka powiedziała mi, że czeka na nas śliczna trzyletnia Asia. Pojechaliśmy niemal natychmiast. Pamiętam ten moment szczęścia, kiedy dziewczynka podbiegła do mnie, rzuciła mi się na szyję i zapytała: "Będziesz moją mamusią?".
Pokochałam ją niemal natychmiast, a ona oddała się nam bezgranicznie. Tak jakby od zawsze była z nami... Kiedy zawieźliśmy ją do babci, ta przytuliła ją i powiedziała do niej: "Nareszcie jesteś!". Tak reagowała cała nasza rodzina - opowiada szczęśliwa mama.
Po roku okazało się, że na świat przyszedł braciszek Asi. - Kiedy zapytano nas, czy weźmiemy dziecko, tak by nie rozdzielać rodzeństwa, ani minuty się nie zastanawialiśmy. Teraz Asia i Tomek są z nami. Myślę, że są szczęśliwi. O naszym szczęściu mówić nie będę. Ono po prostu z nas tryska - mówi pani Małgorzata.

Wybrałam adopcję
- Siedem lat temu wyszłam za mąż. Najpierw nie chcieliśmy mieć tak od razu dziecka, chcieliśmy nacieszyć się sobą. Potem dostałam dobrą pracę, więc nie chciałam z niej rezygnować - mówi pani Dorota, zaznaczając jednocześnie: - Wychowana zostałam w wierze, więc nie stosowaliśmy antykoncepcji, ale metody naturalne.
Po trzech latach małżonkowie dojrzeli do decyzji o dziecku. - Plany Boże okazały się jednak inne niż nasze. Po ludzku trudne do zaakceptowania. Okazało się, że jako małżonkowie jesteśmy bezpłodni. Choć nie było to łatwe, pogodziliśmy się z tym i nie zgodziliśmy się na żadne metody, które byłyby sprzeczne z naszym sumieniem. Proponowano nam je kilka razy, ale zawsze wspólnie mówiliśmy "nie" - opowiada pani Dorota.
Małżonkowie podjęli decyzję o adopcji dziecka i zaczęli robić kurs. - Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się - jeszcze w trakcie kursu - że jestem w stanie błogosławionym... Na kolanach dziękowaliśmy Bogu, bo o tę łaskę bardzo Go prosiliśmy. Po raz kolejny pokazał nam, że prawa ludzkie nie są Jego prawami... Kurs skończyliśmy, bo obiecaliśmy Panu, że jeśli będzie taka potrzeba, w podziękowaniu za Jego miłość odwdzięczymy się miłością. Urodziłam szczęśliwie córeczkę, a pół roku później zadzwoniono do nas z ośrodka, że na rodziców czeka kilkudniowy noworodek. Zabraliśmy naszą Marysię i pojechaliśmy po... Elżunię. Dziś mamy dwoje dzieci. Ile mieć będziemy, czas pokaże. Jesteśmy otwarci na każde życie. Nasz dom otwarty jest na tych, którzy potrzebują miłości - podkreślają małżonkowie.

Krzyś
- To nie była łatwa decyzja w naszym życiu. Byliśmy zdecydowani na adopcję, ale myśleliśmy o malusieńkim dziecku. Tymczasem czekał na nas pięcioletni Krzyś, który został porzucony przez swoich rodziców. Chłopiec w swoim - krótko mówiąc - patologicznym domu nabył różnych nawyków, często takich, których nie dało się akceptować. Zabraliśmy go jednak do nas i pokochaliśmy. Przez kilka miesięcy było bardzo trudno. Chcieliśmy dziecko, które można by tulić, pielęgnować, a dostaliśmy takie, które trzeba było uczyć miłości. Uczyć, że kiedy wyciągam rękę, to nie po to, by je bić... Uczyć, że ze stołu jedzenie można brać i jeść, a nie chować czy jeść po kątach. Miłość i cierpliwość przezwyciężyła trudności. Dziś chłopiec jest naszym cudownym synem. Kochamy go bardzo, a on nas. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że choć było nam ciężko przez kilka miesięcy, dzięki naszej wspólnej miłości małżeńskiej pokonaliśmy trudności, nie żałujemy naszej decyzji i cieszymy się, że razem z Krzysiem tworzymy rodzinę. Chłopiec czasem jeszcze coś powie o swoim dawnym życiu. Z każdym miesiącem robi to rzadziej. A ja, odkąd pewnego wieczoru przyszedł do mnie do łóżka i przytulił się ze słowem "mamo", naprawdę poczułam, że nią jestem - opowiada pani Mirosława.
Małgorzata Pabis

Ze względu na dobro rodzin imiona i nazwiska występujące w tekście zostały zmienione.

61348