Metoda zła moralnie, bo nie szanuje człowieczeństwa
Treść
Z dr. Markiem Czachorowskim, etykiem, adiunktem w Katedrze Etyki
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, rozmawia Justyna Wiszniewska
Dyskusje wokół metody zapłodnienia in vitro często ustawiają problem jej oceny dwubiegunowo: stanowisko Kościoła katolickiego kontra reszta poglądów. Tymczasem może istnieje wspólna płaszczyzna, na której mogliby ocenić tę metodę wszyscy ludzie dobrej woli, niezależnie od wyznania, światopoglądu itd.?
- Z taką polaryzacją stanowisk w sprawie zapłodnienia in vitro nie można się zgodzić, bo świadczy ona o niezrozumieniu zarówno dziedziny moralności (jej związku z istotą człowieka oraz możliwości poznania tej istoty), jak i autorytetu magisterium Kościoła katolickiego. Kościół katolicki w swoim moralnym nauczaniu tylko informuje - a nie dekretuje - co jest moralnie dobre, a co złe i podaje rację za taką czy inną moralną oceną. Ta zaś ocena oparta jest na odczytaniu - przez autorytet osób pasterzujących Kościołem - zgodności czynów z tym, kim jest człowiek w swojej istocie. A zatem nie dlatego wierzący czegoś czynić nie powinni pod względem moralnym, że im Kościół tego zakazuje, ale dlatego Kościół zakazuje czynów moralnie złych - i określa szczegółową treść tych moralnych zakazów - że są one moralnie złe, ponieważ nie szanują człowieczeństwa. Czyny moralnie dobre to takie, które szanują nasze człowieczeństwo, a czyny moralnie złe to takie, które tego człowieczeństwa nie szanują. To odczytanie istoty człowieka (człowieczeństwa, ludzkiej natury), a zatem i stosunku naszych czynów do tego człowieczeństwa, leży w możliwościach każdego człowieka, niezależnie od żywionych przez niego przekonań religijnych. Kiedy bez uprzedzeń przyglądamy się niektórym moralnym rozeznaniom świata pogańskiego (np. Sokratesa, Arystotelesa, Plutarcha z Cheronei w sprawach moralności seksualnej), to nieraz nawet tzw. przeciętni chrześcijanie winni się rumienić z powodu swoich kłopotów z właściwym rozeznaniem moralnym ludzkich czynów. Ponieważ jednak stopień naszych rozeznań moralnych zależy przede wszystkim od tego, czy chcemy iść za własnym rozumem, czy też wolimy żyć na jakimś łańcuchu krępującym rozum, to z tego właśnie powodu otrzymujemy objawienie elementarnych zasad moralnych i ich szczegółowych aplikacji. Dlatego otrzymaliśmy Dekalog, żeby nawet człowiek będący w najgorszej moralnej kondycji, doświadczony zatem tym, co nazywamy "moralną ślepotą", miał szansę ocenienia własnej sytuacji. To wspomaganie sumień narażonych na słabość kontynuuje nauczanie Kościoła katolickiego. Ale tylko dlatego czegoś pod względem moralnym zakazuje, że to jest moralnie złe, i to zło zawsze znajduje się w możliwościach poznawczych samego człowieka. Kościół katolicki interesuje się zaś formacją moralną człowieka, ponieważ ludzki poziom naszego życia określają normy moralne. Bez osiągania tego ludzkiego poziomu nie jest zaś możliwa chrześcijańska obietnica nie tylko w pełni ludzkiego, ale już Boskiego Życia.
W przebieg metody in vitro wpisane jest uśmiercenie embrionu lub narażenie go na powikłania zdrowotne. Dlaczego życie człowieka jest bezcenną wartością? Czy konieczność uznania tej fundamentalnej zasady zależna jest wyłącznie od tego, czy ktoś uznaje Dekalog i piąte przykazanie "Nie zabijaj"?
- Życie jest dobrem fundamentalnym, czyli takim dobrem, na którym oparte są wszystkie inne dobra człowieka. Zamach na ludzkie życie jest zatem zawsze i wszędzie zły, bo zawsze i wszędzie nie szanuje naszego człowieczeństwa (ludzkiej natury). Jeśli usprawiedliwiona jest obronna działalność np. wojownika, to z tego powodu, że jego działania nie zmierzają ku zabijaniu, ale ratowaniu i obronie osób niewinnych przed agresorem. Stąd też w "Iliadzie" mamy opis zmagań wojennych, w których śmiertelny cios poprzedzony jest słowami "przyjacielu". Jeśli zaś rusza się na wojnę, aby zabijać, to z pewnością realizuje się wówczas coś innego niż służbę wojskową. Jak widzimy, bez pomocy Objawienia jesteśmy w stanie uzasadnić bezwarunkową normę zakazującą zamachów na ludzkie życie.
Niektórzy odrzucają istnienie prawa naturalnego. Jakie można podać argumenty za jego istnieniem?
- Skoro dysponujemy zawsze i wszędzie tym samym, niezmieniającym się człowieczeństwem (ludzką naturą) - z racji bycia bytem przygodnym nasze człowieczeństwo otrzymujemy od Bytu, który udziela nam istnienia, a zatem my tego człowieczeństwa nie tworzymy - to zespół szczegółowych norm moralnych, chroniących to nasze człowieczeństwo, musi być zawsze i wszędzie obowiązujący. Ten zatem powszechny i niezmienny porządek nazywa szacowna tradycja "prawem naturalnym". Elementem tego normatywnego porządku jest z pewnością zakaz stosowania weterynaryjnych, nieludzkich praktyk w odniesieniu do człowieka, a tym jest każde sztuczne zapłodnienie.
Na szczęście dziś już nie dyskutuje się nad tym, czy embrion jest człowiekiem. Ale jeżeli jeszcze komuś przyszłoby do głowy, żeby ten fakt podważać, to jakie podałby Pan argumenty, że tak właśnie jest?
- Najpierw chętnie posłucham jego argumentów, a wtedy od razu ujawni się zarówno ich arbitralność (bezpodstawnie jakiś element naszego rozwoju uznaje się za początek naszego osobowego istnienia), jak i absurdalne konsekwencje tego rozstrzygnięcia (np. uznanie za kryterium naszego człowieczeństwa posiadanie świadomości prowadzi do niedających się przezwyciężyć problemów z uznaniem za osobę ludzką człowieka głęboko śpiącego czy nieprzytomnego).
Czy zatem stosowanie metody in vitro szanuje osobową godność zarówno małżonków, jak i poczętego w ten sposób dziecka?
- Najpierw zwróciłbym uwagę na trafność tego pytania. Sprawa ewentualnych skutków zdrowotnych czy psychicznych jest absolutnie wtórna wobec pytania, czy interesujący nas tutaj sposób wkraczania w istnienie szanuje powstającego tą drogą człowieka, czy też go nie szanuje. Zdumiewać się zatem należy, jakże nagminnie zarówno zwolennicy sztucznego zapłodnienia, jak i jego przeciwnicy zapominają o tej najbardziej podstawowej płaszczyźnie oceny tego czynu. To dopiero jest płaszczyzna moralna, tamte są płaszczyznami pozamoralnymi - higienicznymi i psychologicznymi. Jeśli działania szanujące człowieka nazywamy miłością, to człowiekowi na każdym etapie jego istnienia, a zatem od samego początku do samego końca, należna jest ta właśnie miłość. Miłość małżeńska wprawdzie zakorzeniona jest w tych jej formach, które adresujemy do każdego człowieka, to jednak istotnie się od nich różni. Różnica dotyczy zarówno maksymalnej głębi zaangażowania naszego osobowego człowieczeństwa wobec współmałżonka, jak i stanięcia w obliczu obiektywnej możliwości rodzicielstwa, czyli powołania do istnienia nowego człowieka, naszego własnego syna lub córki. Z tych zatem powodów materialnym wyrazem (znakiem) tego obiektywnego zaangażowania wobec drugiej osoby jest tylko akt małżeński. Nie wspólne chodzenie na zakupy, na spacer, lot razem na Księżyc, ale to szczególne współdziałanie - wyrastające z całości ich życia małżeńskiego - które nazywamy aktem małżeńskim. Te obiektywne fakty wskazują, że w sztucznym zapłodnieniu nie zapoczątkowuje się istnienia własnego dziecka z miłości małżeńskiej - aktu ją wyrażającego - ale z czegoś innego, co nie wyraża specyfiki miłości małżeńskiej. Na życiowym starcie naszego dziecka nie funduje mu się miłości. Wprawdzie dużo nam się mówi o szlachetnym pragnieniu potomstwa u osób decydujących się na zapłodnienie in vitro, to jednak nie tylko dziecko nie powinno być środkiem do zaspokojenia jakichś nawet szlachetnych pragnień rodziców ani też takim środkiem nie powinien być współmałżonek. Zaistnienie dziecka w małżeństwie winno być znakiem wzajemnego związku małżonków, znakiem tego, co ich łączy, a zatem ojcostwo i macierzyństwo powinno wyrażać ten związek. Jakże może ten związek wyrażać zaistnienie dziecka oderwane od jedynego czynu, który wyraża ich miłość małżeńską?
Czy problem z metodą in vitro skończy się, gdy dzięki rozwojowi medycyny zmniejszy się stopień jej inwazyjności, np. gdy embriony nie będą uśmiercane ani nie będą zamrażane?
- Negatywna ocena zapłodnienia in vitro jest dokładnie ta sama, co negatywna ocena każdego sztucznego zapłodnienia, nawet takiego, które nie jest połączone z zadawaniem śmierci. O tej negatywnej ocenie decyduje najpierw nieuszanowanie podstawowego adresata tego czynu, jakim jest własne dziecko. Zamiast miłości otrzymuje ono na swoim bytowym początku tylko instrumentalny sposób traktowania jako środka służącego zaspokojeniu pragnienia potomstwa.
Dlaczego więc w przypadku metod sztucznego zapłodnienia, aborcji, eutanazji, klonowania, gdzie w sposób oczywisty manipuluje się ludzkim życiem, tak trudno o wypracowanie jasnego stanowiska - ponad podziałami, na gruncie - nazwijmy to - czysto ludzkim? Ocena tych praktyk nie powinna przecież budzić żadnych wątpliwości, już na poziomie zdrowego rozsądku...
- Już wspomniałem o znanym także starożytnym autorom fakcie moralnej ślepoty. Jeśli nie dostosowuje się postępowania do własnego rozumu, to zaczyna się proces dostosowywania rozumu do własnego nierozumnego postępowania. Fakty świadczą o tym, że z niektórymi dziedzinami swojego życia tzw. współczesny człowiek nie może sobie poradzić i dlatego niejako przykraja własne rozumienie tych dziedzin do własnego postępowania. Wspomniane przez panią dziedziny dotyczą życia i jego źródła, jakim jest ludzka płciowość. Ze sferą seksualną związany jest bardzo silny spontaniczny dynamizm, starający się pociągnąć człowieka w jakimś własnym kierunku, kierunku używania osoby, kierunku nierespektującym zarówno własnej płciowości, jak i płciowości innych osób. Trzeba wtedy jednak coś zrobić ze skutkami tego braku panowania nad sobą (brakiem panowania nad "pożądliwością ciała"), co prostą drogą musi prowadzić do akceptacji aborcji jako koła ratunkowego. W przypadku sztucznego zapłodnienia dla celów reprodukcyjnych oślepia moralnie człowieka "pożądliwość oczu", mówiąc językiem św. Jana, czyli pragnienie posiadania. Wśród tych upragnionych widzialnych dóbr może znaleźć się własne dziecko, do którego adresuje się takie samo chcenie, jak chcenie wszystkich innych dóbr materialnych. Natomiast sztuczna prokreacja, tzw. terapeutyczna, związana jest z zaślepieniem związanym z pragnieniem przedłużenia maksymalnie, a nawet na zawsze, za wszelką cenę swojego istnienia. Człowiek przywłaszcza sobie władzę nad własnym istnieniem - co także widoczne jest w aprobacie dla eutanazji - która to władza człowiekowi, bytowi przygodnemu nie przysługuje. Wyraził tę prawdę - narażoną jednak na pokusę "pychy tego żywota", ewentualnie woli mocy (Nietzsche) - szlachetny stuprocentowy poganin Sokrates: "Jesteśmy własnością bogów".
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik