I sobota miesiąca: rozważanie
Treść
Dzisiaj, w pierwszą sobotę lipca, zamieszczamy rozważanie pomocne w wypełnieniu jednego z warunków nabożeństwa. W środy, tak jak do tej pory, będziemy zamieszczać artykuły poświęcone tematyce fatimskiej. Nieustannie zapraszamy Państwa do ich tworzenia. Prosimy o dzielenie się swoimi świadectwami, łaskami, doświadczeniami dotyczącymi praktykowania czy też szerzenia nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca. Mogą je Państwo przesyłać na adres e-mail: wiaraojcow@naszdziennik.pl, lub na adres pocztowy „Naszego Dziennika”, w tytule wiadomości wpisując: „Nasze Totus Tuus”. Z góry za nie dziękujemy!
W 1927 r. s. Łucja w liście do swojej matki napisała: „Cieszyłabym się również, gdyby moja matka przynosiła Matce Bożej tę pociechę, praktykując nabożeństwo, które – jak wiem – podoba się Bogu i o które prosiła nasza droga Matka niebieska. […] Musisz zrobić tylko to, co jest napisane na tym świętym obrazku. Spowiedź można odprawić innego dnia. Wydaje mi się, że najwięcej trudności sprawi piętnaście minut [rozmyślania].
Ale to bardzo proste. Któż nie potrafi myśleć o tajemnicach różańca? O Zwiastowaniu anielskim i pokorze naszej drogiej Matki, która, widząc się tak wysławianą, nazywa siebie służebnicą? O męce Jezusa, który z miłości do nas tak wiele wycierpiał? I o naszej Najświętszej Matce stojącej na Kalwarii blisko Jezusa? Któż więc nie potrafi spędzić na tych świętych myślach piętnastu minut, przy najczulszej z matek?”.
Matko, oto jestem!
Wiem, że przez to dzisiejsze nabożeństwo mogę przynieść Tobie, Matko, pociechę, że podoba się ono Bogu; wiem, że prosisz o taką modlitwę, by ratować dusze przed piekłem. Zatroskana Matko o swoje dzieci, jestem przy Twoim Sercu, pragnę uczestniczyć w wynagrodzeniu za grzechy raniące Twe Niepokalane Serce. Zapraszasz mnie do medytacji w pierwszą sobotę, proszę zatem, prowadź mnie: kieruj moim sercem i myślami, bym prawdziwe współczuł razem z Twoim bolejącym Sercem. Pomóż mi i powiedz: o czym mam dzisiaj rozmyślać? Droga tajemnic różańcowych prowadzi mnie bowiem dziś do pretorium, gdzie odbywa się sąd nad Jezusem.
„Piłat widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: ’Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz’. A cały lud zawołał: ’Krew Jego na nas i na dzieci nasze’. Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: ’Witaj, Królu Żydowski!’ Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie” (Mt 27,24-30).
Wsłuchując się w słowa Ewangelisty Mateusza, zastanawiam się nad tym, co dzieje się w Twoim Sercu, Matko, gdy słyszysz wyrok skazujący; Twój Syn zostanie ukrzyżowany! Wiedziałaś, że ta chwila nadejdzie, tak jak nadeszła chwila złożenia ofiary z Izaaka przez Abrahama. Wówczas jednak na Górze Moria w ostatniej chwili Bóg zatrzymał rękę Abrahama. Czy bolejący ojciec rozumiał Boży plan i pogodził się ze stratą syna, czy może raczej ufał, że Bóg jednak znajdzie jakieś rozwiązanie, aby jego syn żył? Czy matka, troszcząc się o własne dziecko, któremu dała życie, nie stara się do końca ufać, mieć nadzieję, że jednak jej dziecko mimo wszystko przeżyje, zostanie ocalone? Czy takie myśli były w Twoim Niepokalanym Sercu, ukochana Matko? Twoje „fiat” przy zwiastowaniu przypomina nam, iż wbrew wszelkiej ludzkiej logice zgodziłaś się na Bożą wolę. Skoro wówczas bezwarunkowo zawierzyłaś Bogu, czuję, Matko, iż teraz również do końca jesteś Mu posłuszna i godzisz się z Bożym zamysłem zbawienia człowieka.
Jednak Twoje Niepokalane Serce jest także sercem matki, kobiety, człowieka, a zatem czuje tak samo, jak każde inne matczyne serce kochające swe dziecko. Ileż zatem w Twoim Sercu jest ofiary, bólu, cierpienia, by nie pod przymusem, nie z konieczności czy niemocy, lecz dobrowolnie, z pokorą i miłością przyjąć tak wielką ofiarę? Jakże wielka jest Twoja miłość. Przyglądając się scenie wydania wyroku przez Piłata, uświadamiam sobie, że Jezus skazany na ukrzyżowanie ma zostać ubiczowany. Jednak dzieje się coś więcej, chciałoby się wręcz krzyczeć, iż dokonuje się kolejna niesprawiedliwość. Skoro rozkaz dotyczył ubiczowania, to dlaczego jeszcze jesteśmy świadkami wyszydzenia, bestialskiej zabawy, jaką urządzili sobie żołnierze?
Czy to również musi być, dlaczego nikt nie przerwie tego przerażającego spektaklu? Przecież nie taki był wyrok. Czy serce matki, która jest świadoma, iż jej dziecko umiera, i nie może w żaden sposób tego zmienić, nie pragnie chociaż umniejszyć mu cierpienia? Stara się wówczas tulić swoje dziecko, być przy nim jak najbliżej, usłużyć w każdy możliwy sposób. Ciebie tego, Matko Boża, pozbawiono, a mimo tego dalej kochałaś i byłaś wierna słowu przyzwolenia, które wypowiedziałaś przy zwiastowaniu. Czy ja umiałbym przyjąć Bożą wolę, zupełnie odmienną od moich oczekiwań? Rodzi się we mnie, Matko, jeszcze jedno pytanie: czy potrafiłbym ją nie tylko zaakceptować, lecz przyjąć z miłością, pokorą i posłuszeństwem?
Błogosławiona Katarzyna Emmerich tak opisuje te wydarzenia. „Korona zrobiona była na kształt szerokiej taśmy, przybrała więc formę korony dopiero wtenczas, gdy opasali nią Jezusowi głowę i z tyłu mocno związali. Ciernie, zwrócone do środka, wnikały głęboko w głowę Jezusa. Do ręki dali Mu grubą trzcinę zakończoną kością, a wszystko to robili z szyderczym namaszczeniem, jak gdyby uroczyście koronowali Go na króla. Teraz dopiero zaczęli znęcać się nad Nim. Wydzierali Mu trzcinę z ręki i bili nią w koronę, by kolce głębiej wbijały się w głowę. Krew zaczęła spływać Jezusowi po twarzy i zalewać Mu oczy. A oni klękali przed Nim, bili Go i pluli Mu w twarz, krzycząc: ’Bądź pozdrowiony, Królu żydowski!’. Wreszcie wśród śmiechu piekielnego wywrócili Go ze stołkiem na ziemię, lecz zaraz poderwali Go i posadzili na nowo, raniąc o skorupy Jego ciało.
Nie zdołam powtórzyć, na jakie nikczemności wysilali się ci łotrzy, by naigrawać się z umęczonego Zbawiciela. Ach! Jakież straszne pragnienie dręczyło Jezusa, gdy skatowany tak nieludzko i poraniony przy biczowaniu dostał febry i gorączki. Drżał na całym ciele, a ciało to na bokach powyrywane było miejscami aż do kości. Język Jego ściągnięty był kurczowo, pałające, spalone usta były otwarte, a zwilżała je krew spływająca z najświętszej głowy. Zaślepieni okrutnicy zaś obrali sobie te święte usta za cel swych obrzydliwych nieczystości i plwocin. Tak dręczono Jezusa około pół godziny, a oddział żołnierzy otaczający szeregiem pretorium bawił się tym widowiskiem, dając poklask siepaczom”.
Maryjo, zaprosiłaś mnie do rozmyślania, proszę, prowadź mnie dalej, bym mógł całym sercem uczestniczyć w wynagrodzeniu, bym cierpiał razem z Twym Niepokalanym Sercem. Patrzę zatem dalej na scenę cierniem ukoronowania Twego Syna i wsłuchuję się w słowa Papieża Benedykta XVI, który tak oto ukazuje tajemnicę tego aktu. „Żołnierze w okrutny sposób zabawiają się Jezusem. Wiedzą, że rości sobie prawo do bycia królem. Teraz jednak znajduje się w ich rękach i nie mogą sobie odmówić przyjemności upokarzania Go, pokazania Mu własnej siły, a może nawet wyładowania na Nim, zastępczo, swej złości na wielkich tego świata.
Nakładają na Niego – na całym ciele zbitego i poranionego – karykaturalne oznaki cesarskiego majestatu: purpurowy płaszcz, splecioną z cierni koronę i berło z trzciny. Składają Mu hołd: ’Witaj, Królu żydowski!’. Ich hołd polega na policzkowaniu Go, przez co ponownie okazują Mu całą swą pogardę (Mt 27,28nn; Mk 15,17nn; J 19,2n).
Historii religii znana jest postać karykatury króla – odmiany postaci kozła ofiarnego. Wkłada się na niego wszystko, co ludzi uwiera i w ten sposób chce się to usunąć z tego świata. Nie zdając sobie z tego sprawy, żołnierze dokonują tego, co w owych obrzędach nie mogło nastąpić: ’Spadła nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze uzdrowienie’ (Iz 53,5). Tak ośmieszonego odprowadzają Jezusa do Piłata – ten zaś ukazuje Go tłumowi – ludzkości: ’Ecce Homo – Oto Człowiek’ (J 19,5). Rzymski sędzia jest może wstrząśnięty widokiem zbitej i wyszydzonej postaci tego tajemniczego oskarżonego. Liczy na współczucie tych, którzy Go zobaczą”.
Pogański władca zdaje się być poruszony, nawet trochę przestraszony, liczy na współczucie, gdyż trudno być obojętnym wobec cierpienia i bólu. Tłum i oskarżyciele, co wydaje się wręcz niepojęte, reagują z jeszcze większą nienawiścią i dalej domagają się śmierci. Czy serce matki nie boleje, jeśli widzi tak wielką niewrażliwość u swoich dzieci? Czyż nie napełnia się smutkiem i bólem, widząc tak wielkie zaślepienie? Jakże bardzo musi ranić Twe Serce miecz boleści, jeśli zaślepienie dotyka tych, którzy winni być przewodnikami i pasterzami pośród twoich dzieci!
Błogosławiona Katarzyna Emmerich tak pisze o Twoim cierpieniu, Matko. „Przepełniona smutkiem Matka Jezusa, słuchając wyroku, wyglądała jak umierająca. Oto słyszała, że nie ma już ratunku dla Jej najświętszego, najukochańszego Syna, że musi On umrzeć straszną, haniebną śmiercią. Wiedziała, że konieczne to jest dla zbawienia ludzkości, ale Jej serce macierzyńskie wzbraniało się przed tą koniecznością, więc przeniknął je nowy miecz boleści. Jan z pomocą niewiast odprowadził Ją na bok, by szydercze spojrzenia zaślepionych Żydów nie urągały boleści Matki ich Odkupiciela, by nowy grzech nie obciążał ich duszy.
Ale Maryja nie mogła spokojnie siedzieć, kiedy męczono Jej Syna, więc znowu wybrała się na obchód drogi krzyżowej. Kazała się oprowadzić wszędzie, po wszystkich miejscach, które Jezus uświęcił swym cierpieniem. Tajemnicze nabożeństwo najświętszego współcierpienia z Jezusem kazało Jej składać ofiarę z łez bolesnych wszędzie tam, gdzie zrodzony przez Nią Odkupiciel cierpiał za grzechy ludzi, swych braci przybranych. Jak Jakub, na pamiątkę danej obietnicy, postawił kamień i poświęcił go przez pomazanie olejem, tak Maryja brała w posiadanie wszystkie te miejsca cierpień Chrystusa, poświęcając je swymi łzami, ustanawiając je jako miejsca czci dla przyszłego Kościoła, Matki nas wszystkich”.
Dziękuję Ci, Matko, za tę chwilę pełną miłości przy Twoim Sercu, przyjmij moją obecność jako pocieszenie. Bolejąc razem z Tobą, inaczej zaczynam postrzegać tajemnicę cierpienia, mękę Zbawiciela oraz wartość posłuszeństwa Bożej woli.